- W kraju, gdzie najważniejszy jest eksport, dewaluacja narodowego pieniądza powinna wyprzedzać dewaluacje walut krajów sąsiednich. (...) Jak tylko nastąpił zawał rosyjskiego rubla, widzimy straty naszych przedsiębiorstw - stwierdził wicepremier Władimir Siemaszko występując w parlamencie. Od początku roku białoruski rubel (zwany w kraju m.in. zajączkiem) stracił do dolara 15 proc., ale zyskał do rubla rosyjskiego 17 proc. A eksport do Rosji to połowa obrotów białoruskiego handlu zagranicznego. Kraj sprzedaje sąsiadom traktory, ciężarówki, paliwa, żywność.

Od rosyjskiego embarga na zachodnią żywność (sierpień) białoruska sprzedaż do Rosji jeszcze wzrosła, jednak z powodu różnic kursowych straty białoruskich firm tylko we wrześniu wyniosły 37,2 mln dol. podała agencja Reuters. Siemaszko jest zdania, że z tego powodu dewaluacja „zajączka" powinna przebiegać szybciej. Nie zgadza się z tym bank centralny Białorusi.

- Polityka banku w tej sprawie się nie zmienia. Nie będziemy przyśpieszać osłabiania kursu - odpowiedział wicepremierowi Aleksandr Timoszenko z banku centralnego. W ciągu ostatnich pięciu lat Białoruś dwa razy dewaluowała swego rubla - o 20 proc. w 2009 r i trzy lata temu o ponad 60 proc. Za 8 miesięcy deficyt handlowy Białorusi wyniósł 1,5 mld dol., ale w handlu z Rosją jest najwyższy - ponad 4 mld dol. Kraj ma więc wciąż niskie tempo wzrostu. W ub. roku było to 0,8 proc., w tym 1,5 proc. (za 9 miesięcy).

Szybka reakcja na spadek wartości rubla umocniła natomiast walutę Kazachstanu - tenge. Rząd w lutym w ciągu jednego dnia obniżył jej wartość o 19 proc. W październiku bank centralny ogłosił, że wzmocniło to tenge na 3-4 lata. Rosja, Białoruś i Kazachstan są w Związku Celnym, który zniósł większość ceł i odpraw granicznych dla towarów wewnątrz związku.