Część akcji rozgrywa się na terenie obozu Auschwitz, ale to tylko tło do pokazania polskiego miasta żyjącego w cieniu miejsca będącego dla Niemców synonimem narodowej hańby.
Film wszedł właśnie na ekrany niemieckich kin, ale nie ciągną do niego tłumy.
Bohaterem filmu jest Sven, chłopak z Berlina. Do Oświęcimia trafił przypadkowo, aby odbyć zastępczą służbę wojskową w Auschwitz. Tak jak przed laty reżyser filmu Robert Theilheim. Jego film opowiada o polskiej rzeczywistości, odrapanych blokowiskach, koślawych drogach. Jednym słowem o świecie dla zwykłego Niemca całkowicie niezrozumiałym.
Svenowi trudno pojąć, jak można żyć w miejscu, które zostało skażone przez nazistowskich ludobójców. Sam Theilheim, który mieszkał w Oświęcimiu w pobliżu dworca kolejowego, do dziś wspomina, że przy każdym przejeździe pociągu miał przed oczyma "obraz Holokaustu".
Sven opiekuje się w Auschwitz byłym więźniem - panem Krzemińskim, osiemdziesięciolatkiem pełniącym rolę żywego pomnika przeszłości. Z tej perspektywy Theilheim pokazuje rytuał okolicznościowych uroczystości i obowiązkowych ćwiczeń z historii dla przybywających do Auschwitz niemieckich wycieczek szkolnych. Młodzi Niemcy dziwią się, że tatuaż z obozowym numerem na ramieniu Krzemińskiego jest już ledwo widoczny. To robi na nich większe wrażenie niż góry butów czy walizek ofiar.