Na ten film czekaliśmy długo. W połowie ubiegłego roku „Sweat" Magnusa von Horna znalazł się wśród 57 tytułów zakwalifikowanych do oficjalnego programu w Cannes. Wielki sukces, ale trwała pandemia i festiwal nie odbył się. „Sweat" ma więc prawo wykorzystywać prestiżową festiwalową etykietkę z palemką, ale jego twórcy nie mogli cieszyć się z oklasków po seansach czy z setek recenzji w światowej prasie.
Potem były wyróżnienia na przeglądach w Palić, Makao, Chicago, Srebrne Lwy i pięć nagród na Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych, który odbył się online, a prawo do obejrzenia „Sweat" mieli tylko jurorzy. Film dostał też laury na innych festiwalach. A polscy widzowie mogą go poznać dopiero teraz.
Magnus von Horn uchwycił coś istotnego z atmosfery współczesności, oczywiście tej przedcovidowej, z szaleństwem internetowej popularności. Zaczęło się od tego, że sam zaczął śledzić w internecie blogerki, influencerki, motywatorki fitnessu. I zadał sobie pytanie: kim są, co robią w wolnym czasie. – Można mieć bardzo negatywne zdanie na temat Kardashianek – mówi. – Nie można jednak tego zjawiska nie dostrzegać.
Wielbiciele w galerii
Na ekranie oglądamy kompletny szał. Galeria handlowa. Piękna, superzgrabna dziewczyna w różowym stroju gimnastycznym. Ostatni łyk wody, dotknięcie szminką ust i już w wielkim holu ogląda ją mnóstwo młodych ludzi. „Wdech! Wydech! Super! Jeszcze raz! Jesteście zajebiści!". Potem jest zmęczenie, sałatka w pojemniku wyciągniętym z plecaka i obowiązkowe selfie: „Kochani, bardzo wam dziękuję za dzisiejszy trening. Widzę, jak walczycie i jak się staracie i wtedy ta wasza cudowna energia wraca do mnie".
Jest też marzenie, żeby wystąpić w porannym paśmie TVN. Spotkanie z menedżerem, rozmowa o sponsorach. W domu dziewczyna znów włącza nagrywanie w telefonie: „Kochani, podam wam teraz przepis na najlepszy piątkowy koktajl...". Nie ma chwil straconych. Ale jest też inny post: i płacz, że potrzebny jest ktoś, kto wziąłby za rękę i powiedział: „Kochanie, wszystko będzie dobrze".