Dobiegała pierwsza godzina konferencji w Moskwie, gdy reżyser usłyszał pierwsze pytanie dotyczące warsztatu i filmu. Większość czasu musiał poświęcić następstwom, jakich się spodziewa po wyświetlaniu "Katynia" w Rosji.
– Robiłem ten film z dobrą intencją – zapewniał polski reżyser, tłumacząc, iż w jego wieku "nie chce się już nikogo krzywdzić". – Gdyby ta tragedia przez dziesięciolecia nie była zakłamywana, nie miałbym potrzeby kręcenia tego filmu – wyjaśnił w odpowiedzi na pytanie, czy zdaje sobie sprawę z tego, iż krytyka radzieckiej rzeczywistości jest sprzeczna z oficjalną polityką rosyjskich władz.
– Mam nadzieję, że po obejrzeniu filmu Rosjanie zrozumieją, iż nie jest on skierowany przeciwko współczesnej Rosji – przekonywał reżyser. Musiał przypomnieć dziennikarzom, że najpierw Michaił Gorbaczow, a potem Borys Jelcyn przekazali Polsce dokumenty potwierdzające odpowiedzialność ZSRR za zbrodnię. – Nastąpiły fakty nieodwracalne – zaznaczył.
– Nawet berlińska premiera "Katynia" wywołała w naszej prasie publikacje przedstawiające stalinowską wersję wydarzeń – zauważyła przedstawicielka organizacji "Żołnierskie Matki", pytając polskiego twórcę, czy nie obawia się wywołania fali niezadowolenia, która mogłaby negatywnie się odbić na stosunkach rosyjskopolskich.
– Zrobiłem wszystko, co w mojej mocy, żeby film nie był skierowany przeciwko ludziom, lecz przeciwko systemowi stalinowskiemu – oświadczył Andrzej Wajda.