Kiedy na ekranach kin amerykańskich pojawił się przed kilkoma miesiącami dramat "This Christmas" opowiadający o życiu murzyńskiej rodziny, krytycy wybrzydzali. – To nie jest film dla nich – odpowiadał jego producent Clint Culpepper. Obraz nakręcony za 13 mln dolarów zarobił 49 mln, bo filmy adresowane do ciemnoskórej publiczności są żyłą złota.
Afroamerykanie stanowią coraz większą siłę. W czasach gdy jeden z nich walczy z Hillary Clinton o pozycję lidera Partii Demokratycznej, Hollywood przygotowuje nowe wersje "Emmy" Jane Austen oraz "The Big Chill". Od oryginałów różniące się tym, że w ich obsadzie są tylko czarni aktorzy.
Tytuły takie jak "Stomp the Yard", "Why Did I Get Married?" czy "First Sunday", których premiery odbyły się w ostatnim kwartale, nie zdobywają laurów na festiwalach i na ogół nie docierają do kin Europy czy Azji. Ale na rodzimym rynku radzą sobie świetnie. Przynoszą średnio po 40 – 60 mln dolarów. Trzy czwarte z nich zwraca koszty produkcji i jeszcze zarabia. A jak nawet film zrobi klapę, to strata nie jest gigantyczna, bo budżety "czarnego kina" wynoszą od 3 do 15 mln dolarów.
Fale filmów adresowanych do Afroamerykanów pojawiają się na amerykańskim rynku co jakiś czas. W latach 70. nurt mocnego, czarnego kina nazwano blaxploitation. Dziś nikt nie pamięta "Sweet Sweetback's Baadassss Song" Van Peeblesa czy "Shaft" Gordona Parksa. Ale w Ameryce te filmy pełne gwałtu i seksu miały swoją publiczność. W latach 90. obraz "New Jack City" zapoczątkował nowy cykl czarnych thrillerów, czasem pojawiają się też dramaty obyczajowe, których akcja toczy się w ciemnoskórych społecznościach, były też podobne soap opery. Ostatnio zaś zapanowała moda na komedie. "First Sunday" z Ice Cubem weszła do kin 11 stycznia br. i po trzech tygodniach zarobiła 36 mln dolarów.
Czarne kino ma swoich gwiazdorów. 38-letni dramaturg Tyler Perry bawi się w kino od 2002 roku. Pisze scenariusze, reżyseruje i gra główne role. Dotąd nakręcił ponad dziesięć fabuł i 52 odcinki telewizyjnego serialu "House of Payne".