Dobre kino bez szans w kinie

„Pojedynek" Kennetha Branagha na DVD. Kolejny świetny film z gwiazdorską obsadą, którego nikt u nas nie wprowadził na ekrany

Aktualizacja: 29.08.2008 08:04 Publikacja: 28.08.2008 21:26

Dobre kino bez szans w kinie

Foto: Materiały Promocyjne

Sztuka Anthony'ego Shaffera pierwszy raz trafiła na ekran w 1972 roku. W filmie Josepha Mankiewicza główne role zagrali Laurence Olivier i młody wówczas Michael Caine. W ubiegłym roku nową adaptację dramatu przygotował Harold Pinter. Reżyserii podjął się Kenneth Branagh. I znów wystąpił Michael Caine, tyle że po 35 latach wcielił się w starszego z mężczyzn. Młodszym jest Jude Law.

W "Pojedynku" starzejący się, bogaty autor kryminałów i początkujący bezrobotny aktor toczą ze sobą walkę. Rozmowa o rozwodzie i odejściu żony do kochanka zamienia się w bezpardonową grę, w której stawką jest honor, a nawet życie. Nie chodzi już o kobietę, lecz o dominację i zaspokojenie żądzy panowania nad drugim człowiekiem. O poczucie siły, o bezpardonową, bezwzględną rywalizację między mądrą starością a buńczuczną młodością.

Caine i Law budują takie napięcie, że trudno od nich oderwać wzrok. Podobny duet nie trafia się na ekranie często. Kamera śledzi obu aktorów z bliska, obserwuje każdy ich grymas, wyłapuje chwile upokorzenia, urażonej dumy, zazdrości, triumfu, strachu. W nowoczesnym domu pisarza, wśród chłodu stali i szkła, aż kipi od namiętności. Film Kennetha Branagha to perełka. Wciągająca i piekielnie inteligentna.

Szkoda, że takie dzieło trafia do nas od razu na DVD i nie mogliśmy kontemplować jego maestrii w kinowej sali. A podobne sytuacje zdarzają się coraz częściej, przed miesiącem prosto na płyty wszedł pożegnalny obraz Roberta Altmana "Ostatnia audycja" ("Prairie Home Companion").

– Decyzję o tym, by nie wprowadzać "Pojedynku" na duże ekrany, szefowie firmy podjęli po dokładnym przeanalizowaniu sytuacji na rynku – mówi Izabella Lasowy z firmy Monolith Films.

Dystrybutorzy boją się ambitnych filmów. Do kin wchodzi rocznie ok. 300 nowych tytułów. Na ekranach tłok, a decydujące o sukcesie kasowym multipleksy najchętniej biorą hity, które ukazują się w coraz większej liczbie kopii. Średnio dystrybutorzy zamawiają ich około 60, w przypadku największych przebojów – liczba ta się podwaja, a nawet potraja.

Jednak szeroka dystrybucja kosztuje. Na wprowadzenie filmu do rozpowszechniania za- ledwie w 20 kopiach i zapewnienie mu minimalnej reklamy trzeba wyłożyć ok. 250 – 300 tys. zł. Takie nakłady po prostu się nie zwracają. Na przykład "W dolinie Elah", zrealizowane przez laureata Oscara Paula Haggisa, z Charlize Theron i Tommym Lee Jonesem, miało 20 kopii. Obejrzało je 17 tysięcy osób.

Porażkę ponoszą u nas filmy wyróżniane europejskimi nagrodami, z trofeami wielkich festiwali, a nawet Oscarami. Polacy wybierają się do kina głównie na komedie, zwłaszcza romantyczne, na przygodę i dziecięce animacje. Zjawisko to wyraźnie się w ostatnich latach nasila.

Nie bez znaczenia dla dystrybutorów jest też świeżość filmu. Tytuły po premierze amerykańskiej niemal natychmiast zaczynają krążyć w sieci i mają tysiące pirackich ściągnięć. Właśnie z tego powodu nie trafiła ostatnio do naszych kin amerykańska, bardzo ciekawa wersja obrazu Hanekego "Fanny Games". Dystrybutorzy decydują się zakupione tytuły od razu wprowadzać do obiegu DVD oraz sprzedawać telewizjom.

Nie rozumie takiej postawy Roman Gutek. – Nigdy nie mieliśmy dostępu do wielkich hitów, nauczyliśmy się więc dystrybuować filmy skromniejsze – mówi. – Czasem wprowadzamy film na ekrany zaledwie w kilku kopiach. Jak nieźle zarobimy na popularnym w Polsce Almodovarze czy "Wielkiej ciszy", mamy pieniądze na dopłaty do mniej popularnych tytułów.

Ale i on przyznaje, że trudno jest promować kino artystyczne na rynku, którego prawa dyktują właściciele multipleksów. Dystrybutorzy narzekają też na media. Teoretycznie wszystkie media wołają o ambitne filmy, ale w praktyce, gdy tytuł ukazuje się w dwóch kopiach, nie zamieszczają o nim materiałów, promując kolejne Batmany albo piratów z Karaibów.

Czasem pomaga sieć kin studyjnych, dofinansowując część wydatków na kopie czy promocję, jednak zawsze istnieje ryzyko porażki. Powstaje więc błędne koło: dystrybutorzy boją się ambitnych tytułów, bo ludzie na nie nie chodzą, a ludzie nie chodzą, bo w kinach ich brakuje lub pojawiają się w kilku kopiach i bez stosownej reklamy.

Kto na tym traci? Pewnie sztuka filmowa i ci, którzy ją kochają. Jest ich zresztą coraz mniej, jako że wyrobioną publiczność też trzeba umieć wychować.

Praca nad "Pojedynkiem" była dla mnie wyjątkowym doświadczeniem. Świetny tekst Shaffera, znakomita adaptacja, zrobiona przez Harolda Pintera, który zawsze mnie onieśmielał. Może zresztą dlatego, że pierwszy raz los zetknął mnie z nim, kiedy miałem 15 lat. Poszedłem wówczas na przesłuchanie do obsady jednej z jego sztuk, potem napisałem do niego list i dostałem odpowiedź, którą zachowałem na lata.

Wspaniała była też współpraca z dwoma aktorami: Michaelem Cainem i Jude'em Lawem. Samo obserwowanie ich na planie było fantastycznym przeżyciem. Zwłaszcza że w "Pojedynku" nie ma efektów specjalnych, egzotycznych plenerów, tysiąca statystów. Tylko oni. Ale nawet najbardziej mrożące krew w żyłach sceny nie są konkurencją dla twarzy Michaela Caine'a, gdy patrzy w ślad za oddanym do Jude'a Lawa strzałem.

Reżyseria wciąga. Sam już nie wiem, czy czuję się bardziej aktorem, czy reżyserem. Niedawno grałem w "Valkyrii" razem z Tomem Cruise'em. Bałem się, żeby nie zacząć na planie dyrygować. Okazało się, że ani przez chwilę nie miałem na to ochoty. Podporządkowałem się wizji reżysera, rozkoszowałem wolnością. Tym, że po skończeniu zdjęć nie musiałem zastanawiać się razem z operatorem nad koncepcją kolejnych scen. Ale tęsknię za reżyserią i przygotowuję następne filmy. Także kolejną ekranizację mojego ulubionego Szekspira. Czy wierzę, że ktoś jeszcze chce takie filmy oglądać? Gdybym nie wierzył, musiałbym zrezygnować z obcowania z literaturą i biegać po ekranie z pistoletem w hollywoodzkich superprodukcjach.

Sztuka Anthony'ego Shaffera pierwszy raz trafiła na ekran w 1972 roku. W filmie Josepha Mankiewicza główne role zagrali Laurence Olivier i młody wówczas Michael Caine. W ubiegłym roku nową adaptację dramatu przygotował Harold Pinter. Reżyserii podjął się Kenneth Branagh. I znów wystąpił Michael Caine, tyle że po 35 latach wcielił się w starszego z mężczyzn. Młodszym jest Jude Law.

W "Pojedynku" starzejący się, bogaty autor kryminałów i początkujący bezrobotny aktor toczą ze sobą walkę. Rozmowa o rozwodzie i odejściu żony do kochanka zamienia się w bezpardonową grę, w której stawką jest honor, a nawet życie. Nie chodzi już o kobietę, lecz o dominację i zaspokojenie żądzy panowania nad drugim człowiekiem. O poczucie siły, o bezpardonową, bezwzględną rywalizację między mądrą starością a buńczuczną młodością.

Pozostało 85% artykułu
Film
Kryzys w polskiej kinematografii. Filmowcy spotkają się z ministrą kultury
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Film
Najbardziej oczekiwany serial „Sto lat samotności” doczekał się premiery
Film
„Emilia Perez” z największą liczbą nominacji do Złotego Globu
Film
Europejskie Nagrody Filmowe: „Emilia Perez” bierze wszystko
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Film
Harry Potter: The Exhibition – wystawa dla miłośników kultowej serii filmów