Tygodnik „Spiegel” zapowiada, że film Uli Edela zniszczy mit RAF (Frakcji Czerwonej Armii), pokaże, jak idealiści rewolty 1968 roku zabrnęli w ślepą uliczkę fanatyzmu, terroru i beznamiętnego zadawania śmierci w imię doktryny walki z wrogami klasowymi.
„Spiegel” ma swoje powody, by się z obrazem utożsamiać. Stefan Aust, autor książki „Der Baader-Meinhof Komplex”, która stała się podstawą filmu, to były dziennikarz tygodnika. Nad scenariuszem, obok gwiazdy niemieckiego kina Bernda Eichingera („Upadek” i „Pachnidło”), pracowała Helmar Buchel, redaktorka „Spiegla-TV”.
Ale czy film nie wzmocni przypadkiem legendy RAF? Zwłaszcza gdy rewolucyjny charme głównych bohaterów: terrorystów Ulriki Meinhof, Andreasa Baadera i Gudrun Esslin, zderzy się z nudnawą nieustępliwością tatusiowatego Horsta Herolda, szefa Federalnego Urzędu Kryminalnego.
Urodzony w 1923 roku Herold, jak i ówczesny kanclerz Helmut Schmidt (rocznik 1918) byli przedstawicielami pokolenia, które walczyło w armii Hitlera, ale po wojnie odbudowało niemiecką demokrację. Tymczasem rewolucjoniści z roku 1968 odmówili im moralnego prawa do rządzenia krajem, a najradykalniejsi zaczęli do nich strzelać.
Ówcześni przywódcy zachodnich Niemiec zadawali sobie pytanie, jak okiełznać czerwony terror, nie zamieniając RFN w państwo policyjne.