„To diament w popiele Berlinale” – pisał o polskim „Tataraku” krytyk dziennika „Frankfurter Rundschau”, a recenzent „Der Tagesspiegel” określił film Wajdy jako „poruszającą medytację na temat śmierci”. Polak był jednym z faworytów w wyścigu po Złotego Niedźwiedzia. Otrzymał nagrodę za innowacyjność ex aequo z argentyńskim debiutantem Adriánem Biniezem, autorem filmu „Gigant”.
[srodtytul]Stary mistrz wzorem dla młodych[/srodtytul]
Z jednej strony to niewiele, z drugiej – jest coś imponującego w tym, że 84-letni twórca zostaje uhonorowany za świeżość i poszukiwanie nowoczesnej formy. Tę nagrodę z reguły dostają filmowcy młodzi. Sam Wajda też zwrócił na to uwagę:
– To niebywałe, że stary reżyser dostaje wyróżnienie za odkrywanie nowych horyzontów kina – mówił po zakończeniu ceremonii wręczenia nagród. – W Polsce jest takie powiedzenie: świat się kończy. Ale jestem szczęśliwy, że zostałem nagrodzony razem z młodymi reżyserami, którzy dopiero zaczynają swoje filmowe życie. Pamiętam, jak sam byłem młody, zapatrzony we włoski neorealizm. Wierzyliśmy, że kino może odegrać ważną rolę społeczną i polityczną. Myślę, że dzisiaj znów otwiera się przed nim taka szansa, a przyszłość kina widzę w połączeniu filmu fabularnego z dokumentalnym.
Obradujące pod przewodnictwem Tildy Swinton jury tegorocznego festiwalu wyraźnie było innego zdania na temat roli kina. Konkursowi, stojącemu zresztą na niezbyt wysokim poziomie, nadawały ton filmy europejskie i amerykańskie rozliczające się z historią XX wieku i współczesnym strachem przed terroryzmem. Gremium oceniające odwróciło się jednak od tych tytułów.