Przed rokiem do naszych kin trafiły „Sekrety” Czeszki Alice Nellis, interesująca i wiarygodna psychologicznie opowieść o kobiecie w średnim wieku z dnia na dzień przewartościowującej i przebudowującej własne życie. Teraz możemy poznać jej wcześniejsze o pięć lat „Małe sekrety”. To komediodramat w konwencji kina drogi.
Podobno Alice Nellis, pisząc scenariusz, inspirowała się powieścią Williama Faulknera „As I Lay Dying”, ale to jedynie ciekawostka. Podobne narracyjne schematy oglądaliśmy już w kinie wielokrotnie. Tym większe uznanie dla autorki, która umiała w nie tchnąć nowe życie. Posiadła rzadką we współczesnym kinie umiejętność wnikliwej obserwacji rzeczywistości pozwalającej przekonująco ukazać banalne relacje międzyludzkie, a konkretnie wewnątrzrodzinne.
Rodzinę w „Małych sekretach” pokazuje bez złośliwości znanej z klasycznych już dziś opowieści o Homolkach Jaroslava Papouška, ale nie waha się, by pokazać jej wady czy głupotę zachowań jej członków.
Życzeniem zmarłego ojca (tak przynajmniej twierdzi jego matka) było, by urna z jego prochami spoczęła na cmentarzu na rodzinnej Słowacji. Po długich dyskusjach rodzina wyrusza dwoma samochodami, by wypełnić tę ostatnią wolę. Z matką (Kotršova) i żoną (Janžurova) jadą dwie córki zmarłego. Przeżywającej właśnie namiętny romans z wziętym malarzem Zuzannie (Theodora Remundová) towarzyszy mąż (Bareš), Ilona (Sabina Remundová), która w zaawan-sowanej ciąży czuje się przy mężu (Machacek) jak nadziewany przed upieczeniem indyk, jedzie z kilkuletnim synkiem.
Podróż z prochami zmarłego stanie się swoistym testem na wytrzymałość. Wyzwala tłumione latami tajemnice czy tylko niedopowiedzenia. Czy owa prawda będzie coś jeszcze znaczyć po powrocie do domu? Obawiam się, że nie.