36 reżyserów stworzyło 34 etiudy (my oglądamy 31). Od zestawu nazwisk może się zakręcić w głowie, by wymienić tylko Jane Campion, Davida Cronenberga, braci Dardenne, Alejandra Gonzalesa Inarritu, Takeshiego Kitano, Andrieja Konczałowskiego, Claude’a Leloucha, Kena Loacha, Davida Lyncha, Nanniego Morettiego, Romana Polańskiego, Gusa van Santa, Larsa von Triera, Wima Wendersa czy Wong Kar Waia.
Każdy z twórców miał podobny niewielki budżet i całkowitą swobodę w wyborze formy i treści. Mamy więc eksperymentalne impresje, dokumenty, autobiograficzne zwierzenia, wspomnienia o aktorskich legendach srebrnego ekranu, wzruszające bądź zabawne historyjki. Większość z zaproszonych reżyserów ma tak rozpoznawalny charakter „pisma”, że nawet w tak krótkiej formie łatwo się zorientować o autorstwie (nazwisko twórcy pojawia się na zakończenie).
Mimo natłoku i różnorodności formalno-tematycznej przedstawionych etiud nie ma się wrażenia przypadkowości i artystycznego bałaganu. Oczywiście ich poziom jest zróżnicowany, nie wszystkie pomysły wypaliły. Mnie zachwyciły i rozbawiły niemal do łez trzy czarne komedie: „Kino erotyczne” Polańskiego (absolutny majstersztyk), „Zajęcia” von Triera i „Samobójstwo ostatniego Żyda na świecie w ostatnim kinie na świecie” Cronenberga.