Z szabelką na czołgi

Z Bartoszem Konopką, reżyserem „Królika po berlińsku” nominowanego do Oscara za krótkometrażowy film dokumentalny, rozmawia Barbara Hollender

Aktualizacja: 05.03.2010 07:27 Publikacja: 04.03.2010 16:52

Z szabelką na czołgi

Foto: Fotorzepa, Raf Rafał Guz

[b]Zbliżenie - [link=http://www.rp.pl/temat/355194_Zblizenie.html]Czytaj więcej[/link] [/b]

[b]RZ: Ma pan już smoking?[/b]

[b]Bartosz Konopka:[/b] Nie mam. Dziewczyny z produkcji filmu sprawdzają, czy nie da się go wypożyczyć na miejscu w Los Angeles. Choć chyba w okresie oscarowym nie jest to takie proste. Trzeba wcześniej robić rezerwację.

[b]Nie był pan na uroczystym lunchu nominowanych 15 lutego. Dlaczego?[/b]

Nie zdecydowałem się na dwudziestogodzinną podróż, potem jeden dzień pobytu i dwudziestogodzinny powrót.

[b]Nie opłacało się zostać w Stanach aż do gali oscarowej i promować „Królika po berlińsku” osobiście?[/b]

Na tak długi wyjazd nie mogłem sobie pozwolić z powodów osobistych. Ale poleciała do Stanów moja producentka Ania Wydra. I uczestniczyła w tym lunchu. Wszyscy byli tam na równych prawach. Akademia od razu zaznaczyła, że nie będzie podziału na filmy czy kategorie. Ania rozmawiała z Tarantino, Clooneyem, Sandrą Bullock. Byli podobno bardzo otwarci. Dla nas te Oscary to trochę jak second life. Spotkanie z avatarami. Z ludźmi, których podziwiamy, dotąd dalekimi i niedostępnymi.

[b]Anna Wydra promuje teraz film w Los Angeles?[/b]

Tak, razem z Ronnie Chasen, szefową agencji Chasen and co. Ronnie w przeszłości promowała takie filmy, jak „Slumdog. Milioner z ulicy”, „Amelia”, „Aviator”, „To nie jest kraj dla starych ludzi”. W tym roku zajmuje się m.in. dwoma tytułami nominowanymi w kategorii najlepszy film: „W chmurach” i „Precious”.

[b]Na czym polega jej lobbing?[/b]

O nominacji „Królika po berlińsku” zadecydowała 30-osobowa komisja. W drugim etapie głosują już wszyscy członkowie Akademii. Ronnie zaprasza ich na seanse. Ale lobbing oscarowy to kwestia delikatna. To nie są telefony w rodzaju: „Stary, znamy się tyle lat, stawiam kolację, tylko zagłosuj na taki a taki film”. Ronnie namawia, żeby ktoś przyszedł na pokaz dokumentów i co najwyżej może poprosić, by zwrócił na „Królika...” uwagę.

[b]Czy profesjonalna promocja dużo kosztuje? [/b]

Nie wiem, czy mogę ujawniać liczby, ale suma jest zaskakująco niska. Nie sięga nawet 10 tysięcy dolarów.

[b]Dlaczego znana agentka wzięła film nieznanego Polaka?[/b]

Nie wiem. Na pewno ważna była protekcja Jana P. Kaczmarka. Ale chyba też w naszego „Królika po berlińsku” uwierzyła.

[b]To prawda, że pomysł na film wypłynął od Marcela Łozińskiego?[/b]

Tak. W 2003 roku uczestniczyłem w kursie dokumentalnym w szkole Andrzeja Wajdy. Marcel Łoziński opowiadał nam wtedy o kilku niezrealizowanych projektach, m.in. o berlińskich królikach. Kiedy mój przyjaciel i współpracownik, operator Piotr Rosołowski, był na stypendium w Niemczech, zaczął ten temat badać. Okazało się, że potomkowie tych królików przetrwali do dzisiaj. Pomyśleliśmy, że poprzez ich los można opowiedzieć o losach ludzi. Marcel Łoziński miał pomysł na krótki metraż dziejący się w 1989 roku. Wszyscy wtedy świętowali, kamery były zwrócone do góry na mur, a nikt nie obserwował exodusu przerażonych zwierząt, które ginęły pod kołami aut albo były zadeptywane przez ludzi. Łoziński uważał, że to jest antycypacja tego, co będzie po zburzeniu muru. My postanowiliśmy zrobić dłuższy film, dodać mu historię. Sięgnęliśmy do materiałów archiwalnych. Pokazując los królików chcieliśmy coś więcej powiedzieć o ludziach, którzy nagle odzyskują wolność.

[b]Milosz Forman po wyjeździe do Stanów mówił, że w socjalizmie czuł się jak zwierzę w klatce: nie miał wolności, ale był bezpieczny. W Ameryce zamienił się w zwierzę w dżungli: jest wolny, ale zewsząd czyhają na niego niebezpieczeństwa. O tym też opowiada pan w filmie, pokazując losy królików.[/b]

Dla przyzwyczajonych do życia w zamknięciu odzyskanie wolności jest traumatycznym doświadczeniem. Biolog, profesor Dietrich von Holst, twierdzi, że wiele z berlińskich królików po upadku muru przebiegało przez ulicę, docierało do najbliższych krzaków i tam, w stuporze, umierało z głodu w ciągu dwóch, trzech dni. Jeden z artystów występujących w naszym filmie, Manfred Butzmann, był zwolennikiem powolnego łączenia NRD i RFN. Nikt wtedy takich głosów nie słuchał. Dziś wielu przyznaje mu rację. Nasz film jest alegoryczną opowieścią o najsłabszych jednostkach, które nie były w stanie dostosować się do nowych warunków.

[b]Znakomity jest komentarz.[/b]

Pisaliśmy go z montażystą Mateuszem Romaszkanem, czasem też z Anią Wydrą i Piotrem Rosołowskim, bo tylko tak mogliśmy ten film złożyć. Ale nie cyzelowaliśmy formy, wiedzieliśmy, że musimy znaleźć pisarza, który dodałby tekstowi skrzydeł. A Michał Ogórek miał ogromną ochotę, by wrócić do aluzyjnego języka, jaki obowiązywał w kinie PRL, a jakiego dziś już niemal się nie używa.

[b]Trudno było dotrzeć do materiałów archiwalnych?[/b]

Przejrzeliśmy setki różnych zapisów. Producent z niemieckiej telewizji RBB, odpowiedzialny za archiwalia, przez rok pokazywał nam kolejne taśmy. Szukaliśmy różnych ujęć, także nietypowych. Dawaliśmy ogłoszenia do prasy. Na przykład krótki filmik o tym, jak „króliki zaczęły poznawać wartowników z lepszej strony” – z żołnierzami wygłupiającymi się i machającymi do kamery – to materiał amatorski, który dostaliśmy od osoby prywatnej.

[b]A skąd wzięliście zdjęcia królików?[/b]

W niektórych scenach części współczesnej sfilmowaliśmy autentyczne króliki z podwórek Berlina, ale one nie mogły „grać” swoich poprzedników za murem. Były wychudzone, pogryzione przez psy, poszarpane przez koty. To był cień tamtej cywilizacji. Dlatego szukaliśmy innych rozwiązań. Trafiliśmy do profesora von Holsta, który 25 lat temu założył jedyną farmę obserwacyjną dzikich królików. Zajmował się biologią behawioralną, ale również psychologią. Prowadził dziennik każdego osobnika, króliki miały w uszach klipsy. To się okazało problemem, bo nie mogliśmy tych klipsów zdejmować. Króliki von Holsta były też za bardzo oswojone. Zresztą bohaterki mojego poprzedniego dokumentu – kozy – łatwo jest filmować, króliki trudno. Dlatego zaczęliśmy szukać filmów przyrodniczych. W obrazie szkockim znaleźliśmy zadowolone, upasione króle, a w australijskim – te, które na wypalonej słońcem ziemi musiały borykać się z trudnymi warunkami bytowania.

[b]Kto zgłosił „Królika...” do Oscara?[/b]

Sam nigdy bym na to nie wpadł. Ale Ania poleciała z filmem do Toronto na festiwal Hot Docs i tam się zaczęło. Zobaczyła, jak dobrze nasz dokument jest odbierany przez publiczność amerykańską i kanadyjską, a kiedy jeszcze dostaliśmy nagrodę, wymyśliła, że trzeba zgłosić go do Oscara. Uznałem to za szaleństwo. Ale Ania była konsekwentna. Weszła na stronę akademii i okazało się, że na zgłoszenie został nam tydzień. Zawzięła się. Wypełniła wszystkie formularze, a w sierpniu odbyły się pokazy w Stanach.

Pomógł nam Polski Instytut Sztuki Filmowej, bo trzeba było zrobić kopię filmową i wykupić dystrybucję w kinach. Zgodnie z wymogami akademii Ania na kilka miesięcy wstrzymała emisje telewizyjne we wszystkich koproducenckich krajach – w trzech stacjach niemieckich, fińskiej, belgijskiej, holenderskiej, polskiej. Naraziła się na utratę reputacji, zwłaszcza że już podczas kręcenia filmu przekroczyliśmy wszystkie terminy. Dużo ryzykowała, bo gdybyśmy nie odnieśli sukcesu, zagraniczni producenci przez te opóźnienia nie chcieliby dalej z nią pracować. Ale ona postawiła wszystko na jedną kartę.

[b]W Polsce znamy wersję 50-minutową. A nominację dostał pan za krótki dokument.[/b]

Do Akademii wysłaliśmy film w pierwszej wersji, krótszej o 10 minut. Moim zdaniem lepszej. Wydłużyliśmy film tylko na potrzeby okienek telewizyjnych.

[b]Czy prawdą jest, że w Niemczech „Królik...” jest przyjmowany najgorzej?[/b]

Tak. W Lipsku komisja selekcyjna nie była nim zachwycona. Dochodziły do nas głosy, że dla Niemców ten obraz jest kontrowersyjny, bo może urazić ludzi z NRD. Dziś jednak Niemcy cieszą się z nominacji, a stacja ARD wyemituje „Królika po berlińsku” w noc oscarową. To będzie jego prawdziwa premiera niemiecka.

[b]Pan już będzie wtedy w Los Angeles. Cieszy się pan?[/b]

Pewnie. Chociaż pełnego szczęścia nigdy nie ma. Marzyło mi się, żeby w takiej chwili być tam z rodziną. Nie uda się. Żona przed tygodniem urodziła naszą drugą córeczkę Helenkę.

[b]Marzy się panu statuetka?[/b]

Apetyt rośnie w miarę jedzenia. Najpierw dostaliśmy się na krótką listę, potem przyszła nominacja. Ale jesteśmy wśród nominowanych dokumentów jedynym rodzynkiem nieamerykańskim. I nie nastawiam się, że jedziemy po coś. Nie ma co ukrywać, będziemy tam Kopciuszkiem zaproszonym na bal.

[b]Oscar to w końcu biznes. [/b]

No, tak. W tej kategorii zawsze swoich nominowanych ma telewizja HBO, której przekłada się to na wysoką oglądalność i konkretne wpływy. A tu nagle jedno miejsce zostało zajęte przez jakiś film z Polski czy z Niemiec. Ale Ania mówi, że w Stanach mamy bardzo dobrą prasę. „Królik...” wymieniany jest też wśród faworytów na forach internetowych. Razem z filmem „Music by Prudence” – o niepełnosprawnej dziewczynie, która śpiewa i w ten sposób pokonuje swoje ograniczenia.

[b]Kto jest w polskiej oscarowej delegacji?[/b]

Ania i ja jako nominowani. Jedzie też Piotrek Rosołowski, montażysta Mateusz Romaszkan, współproducent Maciek Skalski. Ale miejsc mamy tylko cztery – dwa na głównej widowni, dwa na balkonie.

[b]Spędzi pan w Hollywood tydzień. Ma pan już jakieś plany?[/b]

Terminarz jest bardzo napięty. Są w nim spotkania organizowane przez akademię, panel dokumentalistów, otwarte pokazy dla publiczności, w których też mamy uczestniczyć. Zaproszeni jesteśmy na różne imprezy, m.in. w „The Hollywood Reporter”. Postaramy się wykorzystać ten czas, może uda się znaleźć amerykańskiego dystrybutora dla „Królików...” albo nawiązać kontakty z producentami, którzy byliby zainteresowani naszymi następnymi projektami, dokumentalnymi i fabularnymi. Zabieram materiały promocyjne swojego debiutu fabularnego „Lęk wysokości”. Może kiedyś uda nam się pozyskać do filmu kogoś takiego jak Harvey Keitel czy John Turturro. W końcu można marzyć.

[b]Czy jest jakieś spotkanie, na które cieszy się pan szczególnie?[/b]

Tak, na rozmowę z Januszem Kamińskim. A poza tym czuję się jak w drugim, innym życiu. Nie znam w Hollywood ludzi ani plotek, nie mam żadnych uprzedzeń, na nic nie czekam. Wszystko będzie niespodzianką.

[b]Jest ktoś, z kim chciałby pan naprawdę porozmawiać?[/b]

Jest kilka osób, którym chciałbym uścisnąć rękę i pogratulować, np. Christophowi Waltzowi. A poza tym? Czytałem, że niektórzy mają przygotowane scenariusze, które chcieliby pokazać np. Clooneyowi. Ja nie mam takich planów.

[b]Gdyby dostał pan Oscara, wciągnie pana Hollywood?[/b]

Natychmiast po gali wracam. Mam bilet na samolot na ósmego, bo najważniejsze rzeczy będą działy się tutaj. Będę się spieszył do żony i córek. [b]A gdyby pan jednak dostał jakąś amerykańską propozycję?[/b]

Bardzo bym się bał, ale pewnie bym spróbował. Oboje z Anką mamy taką ułańską fantazję. Z szabelką na czołgi. I czasem to się sprawdza. Kto by pomyślał, że z „Królikami...” wylądujemy w Hollywood?

[b][link=http://www.rp.pl/temat/86163_Oscary.html]Czytaj więcej o Oscarach[/link][/b]

[b]Reżyser „Królika po berlińsku” nominowanego do Oscara za krótkometrażowy film dokumentalny ukończył filmoznawstwo na Uniwersytecie Jagiellońskim, dziennikarstwo na Uniwersytecie Warszawskim oraz reżyserię na Wydziale Radia i Telewizji Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach. Ma 37 lat, pochodzi z Myślenic. Wkrótce odbędzie się premiera jego filmu fabularnego „Lęk wysokości” – o młodym reporterze telewizyjnym, którego ojciec trafia do szpitala psychiatrycznego.[/b]

[ramka][srodtytul]Królik po berlińsku[/srodtytul]

Historia upadku muru berlińskiego z perspektywy królików zamieszkujących strefę dzielącą RFN od NRD. W 1961 roku został im oddany w posiadanie pas zieleni, jak się okazało – na 28 lat. Przez ten czas rozmnażały się bez zakłóceń, ale wydarzenia, których były świadkami, nie napawały optymizmem. Uzbrojeni po zęby strażnicy chroniący spokój strefy niczyjej często wyciągali broń, by powstrzymać uciekinierów z komunistycznego raju. Kiedy mur runął, króliki straciły bezpieczną przystań. Musiały na nowo zorganizować sobie życie...Autorem zdjęć i współscenarzystą filmu jest Piotr Rosołowski, muzykę skomponował Maciej Cieślak. Przy pisaniu narracji filmu, którą czyta Krystyna Czubówna, pomagał Michał Ogórek.

„Królik po berlińsku” poza nominacją do Oscara otrzymał już wiele nagród: m.in. za najlepszy film średniometrażowy – Hot Docs Toronto, Nagrodę Magicznej Godziny – Planete Doc Review Warszawa, Grand Prix – Złotego Lajkonika i Nagrodę dla Najlepszego Producenta na 49. Krakowskim Festiwalu Filmowym. [i]mp[/i][/ramka]

[i]Królik po berlińsku

17.40 | TVP Polonia | sobota

9.45 | TVP Polonia | poniedziałek

23.45 | TVP info | poniedziałek

Gala wręczenia Oscarów

1.30 | niedziela | Canal+[/i]

Film
Kryzys w polskiej kinematografii. Filmowcy spotkają się z ministrą kultury
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Film
Najbardziej oczekiwany serial „Sto lat samotności” doczekał się premiery
Film
„Emilia Perez” z największą liczbą nominacji do Złotego Globu
Film
Europejskie Nagrody Filmowe: „Emilia Perez” bierze wszystko
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Film
Harry Potter: The Exhibition – wystawa dla miłośników kultowej serii filmów