Hollywoodzki mistrz prowadzi erudycyjną grę z widzem, nasycając „Wyspę tajemnic” odwołaniami do klasycznych horrorów i dreszczowców. A zarazem proponuje opowieść z filozoficznymi ambicjami o powojennej rzeczywistości Ameryki, korzeniach zła i przemocy oraz okrutnej naturze człowieka.
Tworząc tak gęstą mieszankę, nieustannie balansuje na granicy kiczu i grafomanii. Gdy ją przekracza, jego thriller nuży i irytuje. Ale w scenach, w których zachowuje wyczucie, „Wyspa tajemnic” robi piorunujące wrażenie.
Jest 1954 rok. Na tytułową wyspę, gdzie znajduje się szpital psychiatryczny dla szczególnie niebezpiecznych i obłąkanych przestępców, przybywają dwaj agenci FBI – Ted Daniels (DiCaprio) i Chuck Aule (Ruffalo). Mają wyjaśnić zniknięcie jednej z pacjentek – morderczyni własnych dzieci – ale dyrektor placówki doktor Cawley (Kingsley) nie zamierza im ułatwiać śledztwa.
Daniels podejrzewa, że Cawley tuszuje przerażające tajemnice, a pacjenci szpitala poddawani są eksperymentom medycznym, które zamieniają ich w bezlitosnych morderców wykorzystywanych przez tajne służby. Tylko czy facet, który sam zmaga się z wstrząsającą traumą (jako żołnierz wyzwalał obóz w Dachau; jego żona tragicznie zginęła) jest w stanie racjonalnie myśleć i właściwie oceniać rzeczywistość?
Scorsese krok po kroku zaciera granice między jawą a sennym koszmarem, pokazując, jak psychiczne rany z przeszłości rodzą strach i agresję, która przeobraża ludzi w potwory.