Nie był wcale liderem ani urodzonym alpinistą bez strachu podejmującym wyzwania pracy wysoko nad ziemią. Koledzy opowiadają, że nazywali go kapeluchem, czyli członkiem załogi brylującym w służbach pomocniczych. Ale w tym zespole każdy mógł odnaleźć swoje miejsce i dobrze się poczuć.
Pierwszym prezesem Świetlika, czyli spółdzielni usług wysokościowych, został Maciej Płażyński, który razem z kolegami z NZS w czerwcu 1983 roku założył wspólną firmę. Do jej zadań należało m.in. czyszczenie kominów, malowanie sufitów w ogromnych halach oraz mycie okien umieszczonych tak wysoko, że trzeba było mieć specjalistyczny sprzęt, by do nich dotrzeć. Pracownikom Świetlika wystarczyć musiało kilkugodzinne przeszkolenie i wiara, że sprzęt nie zawiedzie. Ale opłacało się, bo po kilkunastu miesiącach członkowie spółdzielni mogli kupować samochody, mieszkania i dyskretnie wspierać podziemną działalność.
W filmie Jacka Knoppa opowiadają o kolejnych etapach istnienia firmy, przypominając zarówno zabawne, jak i smutne, momenty, na przykład gdy doszło do konfliktu między Płażyńskim i Rojkiem, a inicjatywa przyjacielska zderzyła się z drapieżnym kapitalizmem. Później, kiedy każdy poszedł w swoją stronę, członkowie Świetlika nie przestali się spotykać. Dotąd umawiają się na mecze piłki nożnej w każdego sylwestra o godz. 12. Potem jest wspólny bigos, piwo.
– Większość się pojawia – mówi z uśmiechem Tusk. Dodaje, że tradycja trwa, mimo że niektórzy pokłócili się o kobiety, politykę albo literaturę.
16.50 | tvp 2 | SOBOTA