Rz: Mówił pan, że ten film jest dla pana szczególnym przeżyciem. Dlaczego?
Krzesimir Dębski:
Mogę powiedzieć, że dotyczy mnie osobiście, a właściwie historii mojej rodziny. Dziadkowie zarówno ze strony mamy, jak i ojca brali bezpośrednio udział w Bitwie Warszawskiej. Kiedy więc oglądałem pierwsze sfilmowane sceny, nie mogłem oderwać się od myśli, że oni tego wszystkiego byli świadkami. Co więcej, niektóre sytuacje ukazane w filmie sami musieli przeżyć. Moja babcia ze strony ojca była zrusyfikowaną Ukrainką z Zaporoża. Jako ochotniczka brała udział w I wojnie światowej.
Na froncie poznała dziadka. Babcia była pielęgniarką jak Ola, główna bohatera filmu. Przeżyła całą makabrę wojny. Dziadek, któremu wojna przerwała studia medyczne, gdy zgłosił się na front, pełnił funkcję lekarza. Przymuszony sytuacją nie tylko opatrywał rannych, ale też musiał przeprowadzać operacje chirurgiczne. Czasem, aby uratować komuś życie, ciął piłką bez znieczulenia, dokładnie jak w filmie.
A dziadkowie ze strony mamy?