Nuty moich wspomnień

Rozmowa: Krzesimir Dębski, kompozytor

Publikacja: 13.08.2011 01:01

Sceny batalistyczne, kręcone w technice 3D z ogromnym rozmachem i z udziałem masy statystów, wywiera

Sceny batalistyczne, kręcone w technice 3D z ogromnym rozmachem i z udziałem masy statystów, wywierają niebywałe wrażenie. Na sąsiedniej stronie: piechota polska pod ostrzałem artylerii sowieckiej

Foto: Archiwum, Krzysztof Wojciewski Krzysztof Wojciewski

Rz: Mówił pan, że ten film jest dla pana szczególnym przeżyciem. Dlaczego?

Krzesimir Dębski:

Mogę powiedzieć, że dotyczy mnie osobiście, a właściwie historii mojej rodziny. Dziadkowie zarówno ze strony mamy, jak i ojca brali bezpośrednio udział w Bitwie Warszawskiej. Kiedy więc oglądałem pierwsze sfilmowane sceny, nie mogłem oderwać się od myśli, że oni tego wszystkiego byli świadkami. Co więcej, niektóre sytuacje ukazane w filmie sami musieli przeżyć. Moja babcia ze strony ojca była zrusyfikowaną Ukrainką z Zaporoża. Jako ochotniczka brała udział w I wojnie światowej.

Na froncie poznała dziadka. Babcia była pielęgniarką jak Ola, główna bohatera filmu. Przeżyła całą makabrę wojny. Dziadek, któremu wojna przerwała studia medyczne, gdy zgłosił się na front, pełnił funkcję lekarza. Przymuszony sytuacją nie tylko opatrywał rannych, ale też musiał przeprowadzać operacje chirurgiczne. Czasem, aby uratować komuś życie, ciął piłką bez znieczulenia, dokładnie jak w filmie.

A dziadkowie ze strony mamy?

To byli mieszkańcy Wołynia, czyli terenów, na których w obie strony przechodził front. Dziadek jako carski żołnierz najpierw uczestniczył w wojnie rosyjsko-japońskiej 1905 roku, potem w I wojnie światowej, a na koniec służył w korpusie generała Dowbora-Muśnickiego.

Mój dziadek Leopold Dębski amatorsko muzykował. Wiem, że lubił grać na mandolinie. Stąd właśnie mandolina stała się instrumentem, który w wybranych utworach filmowych odgrywa decydującą rolę. Jako instrument solowy występuje z towarzyszeniem orkiestry symfonicznej.

Trzeba było odtworzyć też atmosferę tamtych kabaretów.

W życiu nie miałem tylu zadań muzycznych, co w „Bitwie Warszawskiej". W tym filmie są bardzo różne światy. Natasza Urbańska gra rolę artystki kabaretowej. Dla niej pisałem i aranżowałem utwory w duchu piosenek kabaretowych Polski przedwojennej. Jest tancerką, więc są opracowania pieśni wojskowych na sposób kabaretowy, bo na początku wszyscy traktują wojnę jako zabawę. Kampania kijowska opowiedziana jest wręcz komiksowo, scenami kabaretowymi. Odtwarzałem też świat brzmienia warszawskiej ulicy, tej przedwojennej. Są śpiewy robotników, chłopów idących na front. Są wojskowe piosenki zarówno Polaków, jak i Rosjan. Są stylizacje tych pieśni. Jest muzyka symfoniczna, jest muzyka kościelna, są pieśni masowe z tamtego czasu, stylizowane. Jest muzyka akordeonowa, są czastuszki i rosyjskie romanse. Są pieśni, które śpiewają Rosjanie, tak jak moja babcia walcząca po stronie polskiej. Jest wiele cytatów i wiele stylizacji. W życiu nie doświadczyłem tego w takim wymiarze jak w filmie Hoffmana.

Główni bohaterowie też zaśpiewają jedną z piosenek?

Tak, śmieję się, że to będzie najbardziej polski duet, czyli Natasza i Borys... Natasza będzie wykonywała też bardzo ognisty taniec, który już na wstępnych pokazach został przyjęty bardzo gorąco przez widzów i słuchaczy. Wnikliwi słuchacze dostrzegą w nim klimat Isadory Duncan i Josephine Baker. Choć ich rytmy do Polski przyszły nieco później.

W tym filmie po raz pierwszy skorzystał pan z pomocy syna...

Radzimir kończy studia kompozytorskie na Uniwersytecie im. Chopina w Warszawie, a jednocześnie ma świetne ucho na muzykę nowoczesną. Myślę, że jako młody muzyk będzie potrafił dotrzeć do pokolenia swoich rówieśników. Jemu powierzyłem aranżację piosenki głównej, która ma reklamować całe nasze przedsięwzięcie.

A która scena filmu sprawiała najwięcej trudności?

Myślę, że nie było w historii polskiego filmu takich scen batalistycznych jak w „Bitwie Warszawskiej". Niektóre są porównywalne do filmu „Szeregowiec Ryan". Moim zadaniem było podtrzymać emocjonalną siłę obrazu. A dla kompozytora było tu wiele pułapek. Z obrazów najbardziej dramatycznych trzeba było przejść płynnie do tych najbardziej lirycznych. Np. jest scena bombardowania lotniczego, a natychmiast po niej niezwykle spokojna, wręcz melancholijna scena śmierci jednej z bohaterek, w której słychać śpiew cerkiewny. Niezwykle trudnym wyzwaniem była scena śmierci księdza Ignacego Skorupki, który prowadził młodzież do boju. Reżyser zażyczył też sobie, by wykorzystać w tle pieśń „Boże, coś Polskę", a jednocześnie nie popaść w patos. Dokonałem więc bardzo karkołomnej aranżacji.

Czy to, że film jest trójwymiarowy, miało dla pana znaczenie?

Tak, muzyka musiała być inaczej rozpisana. Realizowana w systemie Surround, czyli dźwięku przestrzennego. Widz będzie miał wrażenie, że dźwięki przemieszczają się razem z bohaterami z akcją filmu. Mam zresztą nadzieję, że z muzyką do filmu „1920 Bitwa Warszawska" widz będzie mógł się zapoznać  jeszcze przed filmową premierą. Wytwórnia EMI przygotowuje płytę ze wszystkimi nagraniami.

rozmawiał Jan Bończa-Szabłowski

Rz: Mówił pan, że ten film jest dla pana szczególnym przeżyciem. Dlaczego?

Krzesimir Dębski:

Pozostało jeszcze 98% artykułu
Film
„Fenicki układ” Wesa Andersona: Multimilioner walczy o przyszłość
Materiał Promocyjny
Mieszkania na wynajem. Inwestowanie w nieruchomości dla wytrawnych
Film
Hermanis piętnuje źródło rosyjskiego faszyzmu u Dostojewskiego. Pisarz jako kibol
Film
Polskie dokumentalistki triumfują na Krakowskim Festiwalu Filmowym
Film
Nie żyje Loretta Swit, major "Gorące Wargi" z serialu "M*A*S*H"
Film
Cannes 2025: Złota Palma dla irańskiego dysydenta