Inferno - filmowe piekło Henriego-Georgesa Clouzota

Henri-Georges Clouzot jest dziś zapomniany. Wielu jego nazwisko pewnie bardziej kojarzy się z gamoniowatym inspektorem Clouseau niż filmowymi arcydziełami. Dziś mija 105. rocznica urodzin reżysera (zm. w 1977)

Publikacja: 20.11.2012 00:01

Clouzot (na zdjęciu trzyma rękę na głowie Dany Carrel) obsesyjnie wszystko kontrolował

Clouzot (na zdjęciu trzyma rękę na głowie Dany Carrel) obsesyjnie wszystko kontrolował

Foto: againstgravity.pl

Tekst z archiwum "Rzeczpospolitej"

W 2007 roku Serge Bromberg, dokumentalista i historyk kina, utknął w windzie z Ines de Gonzalez, wdową po Henrim-Georgesie Clouzocie. Podczas gdy czekali na uwolnienie z kabiny, kobieta zdradziła, że ma taśmy po nigdy nie ukończonym filmie męża – „Inferno” (1964). Ostatecznie powierzyła Brombergowi 13 godzin materiałów: zdjęć z planu i prób. Bromberg – współpracując z Ruxandrą Medreą – dołączył do nich wywiady z żyjącymi członkami ekipy, a także scenki odegrane przez parę współczesnych aktorów na podstawie scenariusza Clouzota. Powstał fascynujący dokument o artyście, który chciał zmienić oblicze sztuki filmowej, ale padł ofiarą własnych ambicji i... wolności twórczej.

Zapomniany gigant

Henri-Georges Clouzot jest dziś zapomniany. Wielu jego nazwisko pewnie bardziej kojarzy się z gamoniowatym inspektorem Clouseau niż filmowymi arcydziełami – „Ceną strachu” (1953) i „Widmem” (1955).

Był gigantem kina. Mówiono, że jest francuskim Hitchcockiem. To brytyjski mistrz suspensu zazdrościł mu talentu do straszenia widzów, a nie odwrotnie. Clouzot wygrywał największe festiwale: Cannes, Berlin i Wenecję. Jednak na początku lat 60. jego pozycję we Francji zaczęli podkopywać twórcy Nowej Fali. Krytykowali reżysera za anachronizm. Nie stawia na improwizację, tylko obsesyjnie planuje każdy szczegół filmu przed wejściem na plan. Clouzot miał dość. Postanowił rzucić Godarda, Rohmera i innych na kolana. Udowodnić im, że jest w stanie opracować nowy język kina. Przyćmić wszystko, co do tej pory powstało.

Francja wstrzymała oddech. Zwłaszcza że Clouzot obsadził w jednej z głównych ról Romy Schneider. Miała zagrać żonę śledzoną przez chorobliwe zazdrosnego męża (Serge Reggiani). Clouzot chciał poprowadzić narrację z punktu widzenia mężczyzny, odzwierciedlając na ekranie jego stan umysłu. Potrzebował do tego oryginalnych efektów, więc wraz z technikami rzucił się w wir eksperymentów, kamerowych i kostiumowych prób z aktorami. Kiedy pokazał ich część współproducentom z amerykańskiego studia Columbia Pictures, usłyszał: masz nieograniczony budżet. To był początek końca.

Karczemne awantury

Chyba po raz pierwszy w historii Hollywood zdecydowało się na taką skalę sfinansować w pełni autorski projekt. Clouzot mógł ściągnąć na plan trzy ekipy operatorskie, najlepszych fachowców w kraju. Wkrótce niewielka produkcja rozrosła się do niebotycznych rozmiarów i nie można było nad nią zapanować. Tym bardziej że reżysera pochłaniała praca nad efektami, a nie bardzo wiedział, jak poprowadzić fabułę i aktorów. Ciągle zmieniał scenariusz, powtarzał ujęcia. Wreszcie dała o sobie znać jego trudna osobowość. Clouzot cierpiał na bezsenność. Potrafił o 2 w nocy postawić ekipę na nogi, by przedyskutować drobne poprawki. Zadręczał gwiazdy. Ze Schneider dochodziło do karczemnych awantur. Reggianim pomiatał, aż ten opuścił plan z objawami depresji.

Kino naładowane erotyzmem

Nikt nie rozumiał wizji Clouzota, nawet spece opracowujący efekty. Było oczywiste, że reżyser nie skończy filmu, ale on bliski obłędu brnął dalej. Stres i napięcie doprowadziły go do zawału. Przeżył, ale później nakręcił już tylko jeden film. Zmarł w 1977 r., a o „Inferno” przypomniano sobie dopiero w 1994 r., gdy własną wersję nakręcił Claude Chabrol.

Nie umywa się ona nawet do tego, co zostawił Clouzot. Gdy ogląda się zdjęcia z prób, widać, że był blisko stworzenia obrazu surrealistycznego, jak dzieła Dalego, a zarazem onirycznego niczym thrillery Davida Lyncha. „Inferno” zapowiadało się jako kino niezwykle intensywne, naładowane erotyzmem, w którym jawa i sen zlewają się w koszmar.

To paradoks, ale gdyby Clouzot miał mniejszy budżet, być może zapanowałby nad produkcją. I skupił się na całości, a nie wyłącznie na detalach.

To, co pokazuje Bromberg, jest świadectwem geniuszu, ale także szaleństwa. Gdzieś na granicy między jednym a drugim rodzą się filmowe arcydzieła.

Sierpień 2010

Film "Inferno – niedokończone piekło" trafił na ekrany w 2010 roku

Tekst z archiwum "Rzeczpospolitej"

W 2007 roku Serge Bromberg, dokumentalista i historyk kina, utknął w windzie z Ines de Gonzalez, wdową po Henrim-Georgesie Clouzocie. Podczas gdy czekali na uwolnienie z kabiny, kobieta zdradziła, że ma taśmy po nigdy nie ukończonym filmie męża – „Inferno” (1964). Ostatecznie powierzyła Brombergowi 13 godzin materiałów: zdjęć z planu i prób. Bromberg – współpracując z Ruxandrą Medreą – dołączył do nich wywiady z żyjącymi członkami ekipy, a także scenki odegrane przez parę współczesnych aktorów na podstawie scenariusza Clouzota. Powstał fascynujący dokument o artyście, który chciał zmienić oblicze sztuki filmowej, ale padł ofiarą własnych ambicji i... wolności twórczej.

Pozostało 82% artykułu
Film
Kryzys w polskiej kinematografii. Filmowcy spotkają się z ministrą kultury
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Film
Najbardziej oczekiwany serial „Sto lat samotności” doczekał się premiery
Film
„Emilia Perez” z największą liczbą nominacji do Złotego Globu
Film
Europejskie Nagrody Filmowe: „Emilia Perez” bierze wszystko
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Film
Harry Potter: The Exhibition – wystawa dla miłośników kultowej serii filmów