Opowieść o tym polskim skrzypku, śpiewaku i działaczu społeczno-kulturalnym żydowskiego pochodzenia jest jedną z wielu historii z holocaustem w tle. Spośród innych wyróżnia ją, że bohater filmu Małgorzaty Sady i Marcina Giżyckiego był uczniem słynnego pisarza i artysty – Brunona Schulza. I jest dziś jedynym żyjącym. Zawiedzie się jednak ten, kto czeka na obfite opowieści o Schulzu. Nie jest ich wiele. Wspomnienia związane z jego osobą dotyczą nauki w gimnazjum im. Władysława Jagiełły w Drohobyczu. Tam Schulz nauczał prac ręcznych i rysunku (w latach 1924-39). Miał do dyspozycji świetnie wyposażoną pracownię. Doskonale uczył posługiwania się narzędziami stolarskimi. Robił to skutecznie, bo Schreyer pracował w czasie wojny jako pomocnik stolarza w tartaku, co pozwoliło mu przetrwać.

Bohater filmu pamięta, że na zajęciach prosili Schulza, by opowiadał im bajki. Po rytualnym droczeniu się – wyrażał zgodę. Snując bajki nie patrzył na uczniów, tylko na ścianę – jak wspomina Alfred Schreyer.

Pozostała opowieść dotyczy losów bohatera filmu i jego rodziny. Urodzony w 1922 roku w Drohobyczu opowiada o swoim mieście - wielokulturowym tyglu, w którym żyli obok siebie zgodnie Polacy, Żydzi i Ukraińcy. Dni toczyły się nieśpiesznie, spokojnie. Dostatnie życie (ojciec - doktor chemii, matka – magister farmacji) definitywnie zniszczyła II wojna światowa. Schreyer jeszcze za sowieckich czasów ukończył szkołę średnią, zdał egzamin dojrzałości. Kiedy sowieci zajęli dom, który miał zarabiać jako czynszowa kamienica - ojciec musiał iść do pracy. Pierwsze 80 rubli Alfred Schreyer zarobił na wyjeździe z radzieckimi agitacyjnymi kulturalnymi brygadami dającymi koncerty po okolicznych wioskach. Opowiada w filmie o drohobyckim getcie, które miało wielkie terytorium i to wcale nieograniczone murami – wystarczały tablice z ostrzeżeniem, że przekroczenie granic będzie karane śmiercią. Tracił po kolei najbliższych... Przeszedł przez obozy pracy przymusowej, a także pobyty w obozie w Krakowie – Płaszowie, a potem Buchenwaldzie....

Po wojnie przepracował 42 lata w Liceum Muzycznym. Wciąż jeszcze występuje na okazyjnych koncertach grając na skrzypcach i śpiewając piosenki jidysz i przedwojenne polskie tanga. Od wielu lat przywraca pamięć o Brunonie Schulzu, m.in. uczestnicząc w kolejnych edycjach Festiwalu Brunona Schulza w Drohobyczu.