Długo musiał pan namawiać Chiarę Mastroianni, by zagrała w dość ekshibicjonistycznym dla niej filmie „Marcello mio”?
Przez lata poznaliśmy się z Chiarą świetnie. Zrobiliśmy razem siedem filmów, niedawno pracowaliśmy przy superciekawej sztuce teatralnej. Szukaliśmy kolejnego projektu. Spytałem, czy zagrałaby na ekranie siebie: córkę wielkiej Catherine Deneuve i Marcella Mastroianniego. W filmie, w którym musiałaby zmierzyć się z legendą ojca i zrozumieć, kim jest sama. Byłem przekonany, że Chiara odmówi. Wiem, jak bardzo męczą ją nieustanne pytania dziennikarzy: „Jak to jest być córką Marcella Mastroianniego i Catherine Deneuve?”. Ale ona już do tego przez te wszystkie lata przywykła. Powiedziała: „Pisz. To może być zabawne!”.
28 września przypada setna rocznica urodzin Marcella Mastroianniego. Ten pomysł urodził się także z tej okazji?
Nie. Mastroianni był wielkim aktorem, który zasługuje na biopiki, dokumenty i książki poświęcone tylko jemu. To jedna z najpiękniejszych kart historii włoskiego i światowego kina. „Słodkie życie”, „Osiem i pół”, „Miasto kobiet” Felliniego, „Obcy” Visconiego, „Noc”, „Po tamtej stronie chmur” Antonioniego, „Rozwód po włosku” Germiego, „Małżeństwo po włosku” De Siki, filmy Ettore Scoli, Gieseppe Tornatore… I te kobiety wokół niego… To był mocarz wielkiego, artystycznego kina. Ale nasz film jest przede wszystkim o niej – o córce człowieka, którego podziwiał cały zachodni świat.
Czytaj więcej
Przez całe życie słyszałam, że wyglądam jak mój ojciec. Dlatego zaintrygowało mnie, że mogę to po...
„Marcello mio” jest refleksją na temat sławy, identyfikacji ze słynnym rodzicem, ale też opowieścią o kształtowaniu się własnego „ja”.
Nie starałem się nawiązywać w tym filmie do jakichkolwiek prawdziwych wydarzeń. To jest wyłącznie wytwór mojej wyobraźni. Wymyśliłem kiedyś historię o młodej kobiecie, która przechodzi kryzys tożsamości, niejako podszywając się pod osobowość własnego ojca. Tyle że potem zdecydowałem się zbudować ten film wokół Chiary i Marcella. I oczywiście Catherine Deneuve. To dodawało tej opowieści dodatkowego smaku.
Dokumentował pan ten temat? Rozmawiał pan z Chiarą, z Deneuve?
Nie, to jest moja fantazja na ten temat, choć oczywiście oparta na dość długiej znajomości z Chiarą. Pamiętam, z jak ogromną tremą wysyłałem jej ten scenariusz. Na szczęście ona go zaakceptowała, podobnie zresztą jak potem Catherine Deneuve. Dla Chiary to było też pewnego rodzaju wyzwolenie się z legendy ojca. Ona zresztą potraktowała tę rolę z pewnym humorem. Nawet żartowała: „Gdybym miała za występ w tym filmie dostać jakąkolwiek nagrodę, to chciałabym, żeby była w kategorii „najlepsza rola męska”.