Raz jeszcze potwierdza się, że lubimy to, co znamy. I że chętnie uciekamy w świat, który mimo traum wydaje się przewidywalny. Ostatni weekend należał w światowym kinie do „Twisters” – kontynuacji katastroficznego przeboju z 1996 roku „Twister” Jana De Bonta.
Nowy film wyreżyserował Lee Isaak Chung. Nie można oczekiwać zbytniego wyrafinowania akcji i bohaterów, wszystko tu dość przewidywalne, zgodne ze schematami kina katastroficznego, ale widowisko jest przednie. I swoje zarabia. W czasie pierwszego weekendu wyświetlania film zyskał na świecie 123,2 mln dolarów. Co ciekawe ponad 80 mln dolarów zostawili w kasach Amerykanie i Kanadyjczycy. Na pozostałych 76 światowych terytoriach widzowie kupili bilety na „Twisters” za 42 mln dolarów. Najważniejszymi rynkami były dla tego tytułu: Wielka Brytania. (5,5 miliona dolarów), Meksyk (2,5 miliona dolarów), Australia (2 miliony dolarów) i Francja (1,9 miliona dolarów). Film Lee Isaaka Chunga nie wypalił natomiast na ogromnym rynku chińskim, gdzie zarobił zaledwie 1,5 miliona dolarów. „Twisters” nie otworzył się jeszcze w Japonii czy Korei.