Jest bezczelny i pewny siebie. A może tylko pewnego siebie udaje.
— Ma pani problemy emocjonalne – rzuca psycholożce, z którą rozmawia, by jeszcze na końcu dodać, że stosuje faszystowskie metody.
Dante jest nastolatkiem okaleczonym przez życie. Z dzieciństwa pamięta głownie zapijaczonego ojca, mieszka u sióstr zakonnych. W warszawskim liceum im. Barei (!), gdzie uczniowie w kiblu wypisują: „Dajcie mi punkt podparcia, a obesram ziemię”, chodzi do klasy, do której nauczyciele wrzucili takich jak on: trudnych, zbuntowanych, dysfunkcyjnych, nie do opanowania, potrafiących każdego nauczyciela doprowadzić do obłędu. Albo do szpitala. Na początku „Piep*zyć Mickiewicza” dyrektorka szkoły szuka właśnie dla drugiej B nowego wychowawcy. Nikt z grona pedagogicznego nie chce się tego podjąć. I jak to zwykle bywa: w drzwiach staje nowy polonista - młody, z nierówną fryzurą spadającą na oczy, podobno wydał jakieś książki, ale idzie do szkoły, bo gdzieś musi zarobić na życie. „On chyba jest pijany” – rzuca ktoś. „Przestań dramatyzować. Ma uczyć, a nie prowadzić TIR-a” – odpowiada dyrektorka.
Dalej jest według znanego z wielu podobnych produkcji schematu: Jan Sienkiewicz walczy o tych zdeprawowanych, skreślonych przez „porządny świat” chłopaków i dziewczyny. Łatwo nie jest, ale z czasem zdobywa ich zaufanie. Poza problemami rasowymi, jest w „Piep*zyć Mickiewicza” wszystko, co w podobnych filmach – amerykańskich, brytyjskich, niemieckich, francuskich – zwykle bywa. Ale to nie zarzut. „Piep*zyć Mickiewicza” ma swój styl i jest sprawnie opowiedziany przez Sarę Bustamante-Drozdek, która w ostatnich trzech latach rękę ćwiczyła głównie w telewizyjnych serialach.