Dziś Bareja robiłby seriale dla Netflixa

Ci, którzy pamiętają „Misia” znają kolędowy finał kultowej komedii. Niedługo po świętach premiera dokumentu „Wszystkie role Stanisława Barei” w reżyserii Mariusza Cieślika.

Publikacja: 24.12.2022 08:05

Dziś Bareja robiłby seriale dla Netflixa

Foto: PAP/Witold Rozmysłowicz

Stanisław Bareja doczekał się wielu publikacji, ale pan znalazł jeszcze jeden klucz od opowiedzenia jego historii – role, jakie grał w filmach swoich oraz przyjaciół. Skąd to się wzięło? Ile ich było?

Tytuł mojego filmu „Wszystkie role Stanisława Barei” ma podwójne znaczenie. Chciałem pokazać bohatera w rolach, w których go nie znamy. W roli opozycjonisty i aktora właśnie. To naprawdę zaskakująca historia. Jak się spojrzy na biografię Barei to ma na koncie więcej zagranych ról niż wyreżyserowanych filmów. Na ekranie pojawił się 22 razy. I to jest to drugie znaczenie tytułu. Postawiłem sobie za cel, by pokazać wszystkie role filmowe Stanisława Barei, co wymagało miesięcy grzebania w archiwach. W końcu się udało. Dzięki temu widzowie mogą zobaczyć jak się zmieniał. Bareja stał się aktorem z przyczyn prozaicznych. W początkach kariery nie bardzo miał z czego żyć. Ale musiał w tym zasmakować, bo, począwszy od serialu „Kapitan Sowa na tropie”, sam zaczął obsadzać się we własnych filmach. Najpierw w epizodach, a później w dużych rolach. Był zresztą bardzo dobrym aktorem komediowym. Świetny jest w „Alternatywy 4” jako dzielnicowy Parys albo w „Misiu” jako pan Jan, właściciel polskiego sklepu w Londynie.

O Barei zwykło mówić się jako o samotniku, ale wdowa po reżyserze wspomina, że tworzył z przyjaciółmi ze studiów grupę, widzimy m. in., że gra w serialu „Dom” czy „Rodzinie Leśniewskich”.

Grupa, nazywana kolektywem, nie przetrwała próby czasu. Przede wszystkim z powodu Kazimierza Kutza, który zaatakował Bareję na partyjnej naradzie filmowców, nazywając filmowy kicz „bareizmem”. Wcześniej tym słowem przyjaciele ze studiów określali typ absurdalnego dowcipu „w stylu Barei”. Ale z częścią dawnych kolegów reżyser przyjaźnił się do końca życia. Z Janem Łomnickim, twórcą „Domu” na przykład. I z Januszem Morgensternem. Zawsze mógł liczyć na ich wsparcie, a - w chwilach, kiedy nie pracował - także na rolę. Tak jak w „Domu” Łomnickiego. Do tego kręgu towarzyskiego należał też reżyser „Rodziny Leśniewskich” Janusz Łęski, u którego zagrał dwukrotnie. Ale wystąpił też, w młodości, w słynnej „Eroice” innego kolegi ze studiów Andrzeja Munka.

W pańskim filmie poznajemy też mniej pamiętaną dzisiaj, przesłoniętą przez komedie, twórczość gatunkową – kryminały i filmy muzyczne.

Od tego Bareja zaczynał. „Małżeństwo z rozsądku” jest jeszcze w pół drogi między komedią, a filmem muzycznym, ale „Przygoda z piosenką” to pełnoprawny musicali. Oba miały zresztą dużą publiczność. Kryminały zrobił dwa. „Dotknięcie nocy” kojarzy się z francuskim kinem noir, a „Kapitan Sowa na tropie” to pierwszy polski serial kryminalny. Ale to są filmy z lat 60., kiedy Bareja szukał własnego charakteru pisma. Znalazł przy pracy nad komedią „Poszukiwany poszukiwana”, którą napisał wspólnie z Jackiem Fedorowiczem. A jeszcze skuteczniejszy duet stworzył ze Stanisławem Tymem, czemu zawdzięczamy „Bruneta wieczorową porą”, „Co mi zrobisz jak mnie złapiesz” i „Misia”

Osobny wątek stanowi sekowanie Barei przez cenzurę. Jej sugestie wobec „Misia” są w stylu „Misia” właśnie.

Kolaudacje filmów Barei to opowieści z cyklu „i śmieszno, i straszno”. Straszna była ta dotycząca „Co mi zrobisz ja mnie złapiesz”. Ówczesny wiceminister kultury Janusz Wilhelmi zorganizował wobec twórców regularny lincz. Powody były estetyczne, bo nie lubił komedii, ale też cenzuralne. Jak słusznie napisał Zygmunt Kałużyński w „Polityce”, ten film był ostrzejszy do najostrzejszych dzieł „kina moralnego niepokoju”. Bezwzględnie ośmieszał gierkowską nomenklaturę. Kolaudację Bareja przypłacił zawałem, a film powędrował na półkę. I pewnie by tam został, gdyby Bareja nie znalazł, w wydanej w Londynie „Czarnej księdze cenzury”, telefonu do szefa cenzury filmowej Marcisza. Ten był zdziwiony, że jakiś reżyser do niego dzwoni, bo numer był tajny. Bareja przekonał go, że szkoda sześciu milionów wydanych na produkcję, zrobił poprawki i film wszedł do kin. Z kolei na kolaudacji „Misia” były komediowe dialogi. Przedstawiciel ministerstwa żądał np. usunięcia sceny z dziedzicem Pruskim przepasanym biało-czerwoną szarfą „bo wiemy czym jest pruski mundur, a czym barwy narodowe”. To się działo we wrześniu 1980. Narodziny „Solidarności” sprawiły, że środowisko jeden jedyny raz stanęło za Bareją, a on sam wysłuchawszy pochwał m.in. ze strony Andrzeja Wajdy, był w takim szoku, że podsumował to słowami „ponieważ nie byłem przygotowany na takie przyjęcie mojego filmu - nie wiem co powiedzieć”. W efekcie wprowadzono tylko część z 38 poprawek, których żądała cenzura.

Hanna Kotkowska-Bareja wspomina w filmie ostatnie lata życia męża, w tym odrzucenie scenariusza przez Kieślowskiego i Zanussiego.

Bareja miał w dorobku chyba więcej zatrzymanych projektów niż zrealizowanych. Tak było też z ostatnim, zatytułowanym „Kilometr za horyzontem”, który utknął w zespole Tor. Precyzyjnie mówiąc nie został odrzucony, ale nie było decyzji o realizacji. Ta zapadła dopiero po śmierci reżysera.

Chyba mało kto wie, że Bareja zmarł w Essen. Co tam robił?

Nie miał szans na realizację żadnego filmu i dlatego wyjechał na stypendium. Był w Niemczech zresztą wcześniej, czemu zawdzięczamy scenę palenia mercedesa w „Zmiennikach”. Tylko dzięki współpracy z Folkwang Museum stać go było na porządny samochód. To smutne, ale za życia nie był doceniany, ani pod względem prestiżowym, ani finansowym. Jedyną nagrodę filmową dostał w Nowym Jorku, a sukces u publiczności dla ówczesnych decydentów niewiele znaczył. Dziś Bareja robiłby seriale dla Netfliksa i bił rekordy frekwencji w kinach, wtedy nikt nie był zainteresowany jego pomysłami.

Premiera filmu „Wszystkie role Stanisława Barei” 29.12 o 21.55 w TVP 2

Stanisław Bareja doczekał się wielu publikacji, ale pan znalazł jeszcze jeden klucz od opowiedzenia jego historii – role, jakie grał w filmach swoich oraz przyjaciół. Skąd to się wzięło? Ile ich było?

Tytuł mojego filmu „Wszystkie role Stanisława Barei” ma podwójne znaczenie. Chciałem pokazać bohatera w rolach, w których go nie znamy. W roli opozycjonisty i aktora właśnie. To naprawdę zaskakująca historia. Jak się spojrzy na biografię Barei to ma na koncie więcej zagranych ról niż wyreżyserowanych filmów. Na ekranie pojawił się 22 razy. I to jest to drugie znaczenie tytułu. Postawiłem sobie za cel, by pokazać wszystkie role filmowe Stanisława Barei, co wymagało miesięcy grzebania w archiwach. W końcu się udało. Dzięki temu widzowie mogą zobaczyć jak się zmieniał. Bareja stał się aktorem z przyczyn prozaicznych. W początkach kariery nie bardzo miał z czego żyć. Ale musiał w tym zasmakować, bo, począwszy od serialu „Kapitan Sowa na tropie”, sam zaczął obsadzać się we własnych filmach. Najpierw w epizodach, a później w dużych rolach. Był zresztą bardzo dobrym aktorem komediowym. Świetny jest w „Alternatywy 4” jako dzielnicowy Parys albo w „Misiu” jako pan Jan, właściciel polskiego sklepu w Londynie.

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Film
„Biedne istoty” już na Disney+. Film z oscarową Emmą Stone błyskawicznie w internecie
Film
Dżentelmeni czyli mocny sojusz dżungli i zoo
Film
Konkurs Główny „Wytyczanie Drogi” Mastercard OFF CAMERA 2024 – znamy pierwsze filmy
Film
„Pamięć” Michela Franco. Ludzie, którzy chcą zapomnieć ból
Film
Na co do kina w weekend? Trzy filmy o skomplikowanych uczuciach