Czy twórcy filmu w reżyserii Marka Bukowskiego, wyprodukowanego przez TVP, konsultowali się z wami w sprawie scenariusza?
O realizacji filmu na temat mojego ojca dowiedziałem się przypadkowo z prasy, zadzwoniłem do autorki publikacji i usłyszałem, że zdjęcia o jego ucieczce z Montelupich są kręcone gdzieś pod Łodzią. Nikt, nigdy, nic z nami nie konsultował, a szkoda, bo można byłoby uniknąć wielu błędów.
Przed premierą telewizja postanowiła wykreować wydarzenie, promować film, co miało miejsce w Zakopanem.
Tak. Prezes TVP pan Kurski mówił o promocji Zakopanego i Stanisława Marusarza. Moim zdaniem Zakopane trzeba przede wszystkim promować w odpowiedni sposób, bo jest to miasto z najgorszą opinią w Polsce, szczególnie po potwornym „Sylwestrze marzeń", a gloryfikowanie Stanisława Marusarza służyło do zbalansowania tego. Już w trakcie swojego wystąpienia na konferencji prasowej na wybiegu Wielkiej Krokwi pan Kurski się pomylił. Stwierdził, że mój ojciec był doskonałym zjazdowcem. Potem na premierę pan Kurski się spóźnił, bo poszedł na różaniec. Po premierze podziękował mojej córce za użyczenie nazwiska Marusarz. Uważam za szokujące i wręcz skandaliczne promowanie się pana Kurskiego naszym nazwiskiem! Moim zdaniem głębszym powodem powstania filmu była próba przykrycia projektu filmu o Goralenvolk. Wydaje się, że zarówno telewizja, jak i miasto nie chcą dopuścić do jego realizacji. Być może film o moim ojcu miał stanowić dla tego projektu jakiś kontrast. Faktem jest, że byli górale, którzy z różnych powodów kolaborowali z Niemcami, nie można tego ukrywać, pewnie żyją jeszcze ich bliscy.