Sentaro, bohater nowego filmu Naomi Kawase, prowadzi małą naleśnikarnię. Uczennice z pobliskiej szkoły lubią jego dorayaki – małe placuszki nadziewane sosem z czerwonej fasoli.
Pewnego dnia zgłasza się do pomocy Tokue. Ma 76 lat i chore, zniekształcone dłonie. Sentaro nie widzi możliwości, by podołała obowiązkom, ale stara kobieta przynosi mu zrobiony przez siebie sos. Absolutną delicję. Sentaro przyjmuje ją do pracy, a naleśnikarnia staje się sławna w całej okolicy. Ręce Tokue kryją jednak tajemnicę. W młodości kobieta zachorowała na trąd, całe życie spędziła w izolacji, teraz przychodzi do pracy ze specjalnego ośrodka.
Mało znana szerokiej publiczności 47-letnia Naomi Kawase to niemal guru intymnego, pełnego poezji i zadumy kina o skromnych, zwyczajnych ludziach. Jej filmy zrodziły się z bólu. Z przeżyć dziecka, które zostawione przez rodziców i wychowane przez cioteczną babkę rosło w poczuciu odrzucenia.
Nadwrażliwa i wyczulona na ludzkie cierpienie dziewczyna trafiła do szkoły fotograficznej w Osace. Jako 18-latka zaczęła robić filmy dokumentalne, głównie autobiograficzne. Próbowała rozliczyć się z własną przeszłością, dowiedzieć się czegokolwiek o nieżyjącym już wówczas ojcu. Etiudę „Tarachime" poświęciła babce, którą też powoli traciła, bo coraz bardziej zabierała ją demencja.
Filmy Naomi Kawase zawsze są opowieściami o ludziach, którzy noszą w sobie różne niespełnienia. W nagrodzonym w 2007 r. w Cannes „Lesie w żałobie" opiekunkę z domu dla starców i jej podopiecznego zbliża strata, z którą oboje nie mogą się uporać. W filmie „Zawsze woda" pokazała dwójkę 16-latków. Matka chłopaka ciągle zmienia kochanków. Matka dziewczyny, nieuleczalnie chora, ma przed sobą niewiele życia.