To zadziwiający film. Niestety, nie porywa narracją, błyskotliwą opowieścią o wyjątkowej postaci, ale zaletą jest przedstawienie Lema jako człowieka zmagającego się z historyczną rzeczywistością, w której żył. I choć tłumaczony na 41 języków prozaik sprzedał ponad 30 milionów egzemplarzy swoich książek – próżno oczekiwać próby pokazania, na czym polegał jego fenomen. Owszem, zebrano w tym dokumencie (zrealizowanym według scenariusza Wojciecha Orlińskiego) znawców jego twórczości: Tomasza Fiałkowskiego, autora rozmów z Lemem „Świat na krawędzi”, Stanisława Beresia, autora „Tako rzecze… Lem” i Jerzego Jarzębskiego autora „Wszechświata Lema”. Dołożono do tego prof. Timothy D. Snydera, historyka specjalistę od Europy środkowo-wschodniej (opowiada wcale nie o Lemie, ale o historii), a także dwóch tłumaczy: Wiktora Jazniewicza, tłumacza pisarza na język rosyjski i Michaela Kandela – na amerykański. Jest też i sam Lem – w wielu fragmentarycznych archiwaliach – lecz niestety nie podpisanych ani rokiem, ani okolicznością nagrania.
Mimo tej obfitości, oglądając ten film, nie sposób nie stwierdzić, że „papier aż szeleści”, bo nie ma w dokumencie tych, którzy mogliby opowiedzieć o pisarzu poprzez anegdotę, osobiste wspomnienie – ani syna Tomasza, ani kolegów po piórze... Jedyną postacią z życiowych kręgów pisarza jest jego siostrzeniec Michał Zych, który w filmie opowiada o wuju (w ciągu około 30 sekund) pokazując miejsce w ogrodzie, w którym wuj palił swoje rękopisy i mówi o jego skłonności do szybkiej jazdy samochodem.
Zacytowane zostały w filmie fragmenty ekranizacji powieści pisarza, a także umieszczone inscenizowane sceny biograficzne, które tworzą alternatywną, kompletnie inną w stylistyce i charakterze opowieść. Do tego należy dodać materiały archiwalne m.in. z IPN i WFDiF, które zilustrować miały czas Solidarności, Wałęsy, Jaruzelskiego i stanu wojennego, pieriestrojki.
Bogactwo materiałów okazało się obfitością, z którą reżyser Borys Lankosz sobie nie poradził. Zamiast smakowitego wyrafinowanego dania, zaserwował wieloskładnikową potrawę o źle wyważonych i niekoniecznie trafnie wybranych składnikach.
Zabrakło wyczucia proporcji, rytmu opowiadania filmu rozbijającego się na różne opowieści, z których czasem tylko przebija się pisarz.
Jest jednak i jeden plus - widzowie zobaczą po raz pierwszy zdjęcia i filmy kręcone przez Stanisława Lema na kamerze 8 mm.