Gwiazdka w kinie. Święta Bożego Narodzenia w hollywoodzkim stylu

Nie trzeba być wytrawnym znawcą światowej kinematografii, by wiedzieć, że nikt nie potrafi tak dobrze obudzić ducha świąt Bożego Narodzenia jak Hollywood. My, widzowie, chętnie ulegamy tej szczypcie bożonarodzeniowej magii przeniesionej na srebrny ekran.

Aktualizacja: 24.12.2022 07:35 Publikacja: 23.12.2021 15:47

„Kevin sam w domu” (1990). W tytułowej roli wystąpił Macaulay Culkin. Film do dziś cieszy się popula

„Kevin sam w domu” (1990). W tytułowej roli wystąpił Macaulay Culkin. Film do dziś cieszy się popularnością i co roku w święta powtarzany jest w polskiej telewizji, na przemian z „Kevinem samym w Nowym Jorku” (1992)

Foto: BEW

Przypominamy tekst, który ukazał się w "Rzeczpospolitej" 24 grudnia 2021 roku

Filmy o tematyce bożonarodzeniowej to klasyka gatunku obyczajowego. Nikt nie neguje ich ważności, chociaż wiele z nich zasila rankingi najgorszych produkcji wszech czasów. Mimo to w świątecznych produkcjach występują największe gwiazdy światowego formatu, a filmy zarabiają krocie. Zarówno w kinach, jak i obecnie w serwisach streamingowych. Wielu filmoznawców przez lata próbowało odpowiedzieć na pytanie, dlaczego filmy świąteczne są tak popularne? Wszak Boże Narodzenie to wielkie święto chrześcijan, a mimo to filmy te jednoczą wyznawców różnych religii, łącznie z agnostykami i ateistami. Dzieje się tak, ponieważ amerykańskie kino od lat sprytnie omija rytuały religijne związane z Bożym Narodzeniem, oferując widzom wgląd w lepszy świat, który wcale nie jest aż tak oderwany od rzeczywistości.

Ten świąteczny wyidealizowany świat okazał się żyłą złota, która przekonała nawet największe tuzy dawnego konserwatywnego Hollywood. Co prawda, choć pierwsza próba świątecznej aranżacji filmowej pojawiła się w już 1908 roku, to święta Bożego Narodzenia na stałe zagościły w kinematografii Hollywood dopiero w latach 30. XX wieku. Wtedy to nawet amerykańscy producenci, zwłaszcza w wytwórni MGM, zaczęli wykładać pieniądze na ekranizacje wyidealizowanych portretów współczesnych rodzin z klasy średniej. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że właściciele – w tym Louis B. Mayer – byli żydowskimi imigrantami, którzy w dodatku często boleśnie przekonywali się o istnieniu antysemityzmu. Mimo to w filmach m.in. o przygodach Andy'ego Hardy'ego święta Bożego Narodzenia były bardzo ważną częścią życia bohaterów.

„Opowieść wigilijna"

Gdy myślimy o klasyce bożonarodzeniowych filmów, do głowy od razu przychodzi „Opowieść wigilijna". Legenda głosi, że tak lubiane przez filmowców opowiadanie Charlesa Dickensa odniosło ogromny sukces nie tylko na ekranach. Choć Dickens napisał XIX-wieczny bestseller po to, aby spłacić długi karciane, w dość zaskakujący i nieoczekiwany sposób przyczynił się do realnego przywrócenia obchodów Bożego Narodzenia wśród Brytyjczyków i Amerykanów.

Kadr z pierwszej hollywoodzkiej, pełnometrażowej i dźwiękowej wersji „Opowieści wigilijnej

Kadr z pierwszej hollywoodzkiej, pełnometrażowej i dźwiękowej wersji „Opowieści wigilijnej” Dickensa (w Polsce film znany jest pod tytułem „Decydująca noc”, 1938)

Getty Images

Nic więc dziwnego, że właśnie to opowiadanie przeniosło Boże Narodzenie na ekrany światowej kinematografii i do dziś jest niezmiennie atrakcyjne dla filmowców. Dzieje się tak, ponieważ jest to historia, w której dobro zwycięża zło, a zarazem pokazuje niereligijną drogę duchowej przemiany. Dickensowską postać mizantropijnego Ebenezera Scrooge'a nawiedza duch byłego partnera biznesowego, a potem kolejno: duchy dawnych, obecnych i przyszłych świąt. I mimo że przez lata opowieść uważana była za „ewangelię" liberalnego protestantyzmu, główny bohater przechodzi przemianę serca bez wyraźnej religijnej treści. Ten zabieg pokazał filmowcom, że można nakręcić świąteczny film dla wszystkich, przedstawiając Boże Narodzenie w sposób szczery, emocjonalny, ale świecki. Taka też właśnie była pierwsza hollywoodzka, pełnometrażowa i dźwiękowa wersja historii Dickensa, z Reginaldem Owenem w roli Scrooge'a, którą wyprodukowała wytwórnia MGM w roku 1938 (w Polsce znana pod tytułem „Decydująca noc").

W tym samym roku na ekrany trafił kolejny film spod skrzydeł wytwórni: „Andy Hardy zakochany", którego akcja rozgrywa się w Boże Narodzenie. Sukces świątecznych filmów zachęcił innych twórców, choć nie wszystkim udawało się powtórzyć podobny wyczyn. Takim przykładem jest choćby musical „Gospoda świąteczna" z 1942 r., którego fabuła wykorzystywała Boże Narodzenie jako tło, opowiadając historię grupy biesiadników. Film nie odniósł wielkiego sukcesu, patrząc na to z perspektywy czasu, ale udało mu się wylansować popularny do dziś świąteczny hit, jakim jest piosenka Binga Crosby'ego „White Christmas". Było to szczególnie dużym osiągnięciem, gdyż w momencie premiery filmu Stany Zjednoczone w pełni zaangażowały się w II wojnę światową, a morale obywateli słabło. Piosenka Crosby'ego podnosiła na duchu, dawała nadzieję na lepsze jutro.

Model Dickensa

Stworzona przez Dickensa konstrukcja przemiany złego człowieka w takiego, w którym finalnie triumfuje dobro, przez dziesięciolecia była idealnym przykładem tworzenia filmów bożonarodzeniowych. Schemat bez problemu da się odszukać również w wielu współczesnych filmach Hollywood. Jednym z klasycznych przykładów jest „Zły Mikołaj" (2003) z Billym Bobem Thorntonem w roli głównej. Thornton wciela się w postać zepsutego człowieka, oszusta i złodzieja, który dorabia w centrum handlowym jako Święty Mikołaj, rabując przy okazji sklepowe sejfy. Wszystko jednak się zmienia, gdy pewnego dnia poznaje małego chłopca, który wręcz desperacko wierzy w Świętego Mikołaja. Ta charakterystyczna przemiana antagonisty w protagonistę za sprawą ducha świąt Bożego Narodzenia posłużyła jako szablon, który filmowcy określają modelem Dickensa.

Chociaż producenci zgrabnie obchodzili wątki chrześcijańskie, prawie nigdy nie wspominając o Jezusie ani o biblijnej scenerii jego narodzin, czasem robiono wyjątek. Alegoryczną opowieścią, której najbliżej do biblijnych narodzin Chrystusa, jest western „Trzej ojcowie chrzestni" Johna Forda z 1948 r. John Wayne, Harry Carey Jr. i Pedro Armendáriz wcielają się w postaci rabusiów, którzy po kolejnym napadzie na bank uciekają z łupem przez pustynię. Zaskakujące warunki pustynne zmuszają ich jednak do zmiany trasy ucieczki w celu znalezienia wody. Znajdują jednak porzucony wóz, a w nim ciężarną kobietę, której pomagają podczas porodu i obiecują chronić dziecko, narażając przy tym własne życie.

Święta w krzywym zwierciadle

Poza takimi wyjątkami filmowcy przez wiele dekad przyzwyczaili widza do filmów opartych na modelu Dickensa, które wprawiały w dobre samopoczucie dzięki triumfowi dobra nad złem. Z początkiem lat 80. ubiegłego wieku życie amerykańskiej klasy średniej przestało być tak „wypolerowane" jak w latach 50. czy 60. Zmiany w podejściu do widza był więc konieczne.

Rewolucja zaczęła się od filmowego malucha Ralphiego i jego obsesji na punkcie... wiatrówki filmie w „Prezent pod choinkę" (1983). Wypaczony obraz świąt następnie umocnił Chevy Chase w filmie „W krzywym zwierciadle: Witaj, Święty Mikołaju" (1989). Kropkę nad „i" zaś postawił kultowy film „Kevin sam w domu" (1990) – doskonale pokazujący zwariowane perypetie rodziny, z którą wielu widzów mogło się identyfikować. Zarówno Peter Billingsley jako Ralphie, jak i Chevy Chase (Święty Mikołaj) i Macaulay Culkin (Kevin) „zabili" świąteczny film w klasycznym jego rozumieniu. Duchową transformację zastąpiło jakże znane odbiorcom powiedzenie, że z rodziną najlepiej wychodzi się... na zdjęciu.

Kolejne lata w kinematografii przyniosły też wzmocnienie wątku miłosnego i prawdziwy róg obfitości komedii romantycznych. W końcu święta to magiczny czas, wprost idealny na miłość, o czym przekonała filmowa Lucy grana przez Sandrę Bullock w filmie „Ja cię kocham, a ty śpisz" (1995) czy Sara Thomas, w rolę której wcieliła się Kate Beckinsale w „Igraszkach losu" (2001). Jednym z najpopularniejszych świątecznych filmów o miłości jest brytyjsko-amerykańska produkcja „To właśnie miłość" z 2003 r. Fabuła skupia się na perypetiach miłosnych ośmiu par mieszkających w Londynie. Choć film zyskał miano kultowego, niektórzy krytycy twierdzą, że nie jest komedią romantyczną, ale raczej... zapisem męskich obsesji na punkcie uwodzenia lub platonicznej miłości do nieosiągalnych kobiet.

Bożonarodzeniowa masakra

Święta przemawiają do ludzi na różne sposoby, dlatego i tym razem nie obyło się bez kontrowersji. W latach 70. kinematografia świąteczna nawiązała romans z... horrorem. „Cicha noc, krwawa noc" (1972) i „Czarne święta" (1974) to świąteczne klasyki, w których kolor czerwony nie kojarzy się ze Świętym Mikołajem. Filmy te otworzyły jednak drogę świątecznym dreszczowcom. „Czarne święta" w reżyserii Boba Clarka to film godny szczególnej uwagi, gdyż jest jednym z najwcześniejszych slasherów stanowiących inspirację dla klasyków horroru z serii „Halloween" i „Piątek, trzynastego" oraz wspomnianego filmu Clarka „Prezent pod choinkę". Można więc uznać, że to właśnie Bob Clark stoi za „zabójstwem" świątecznego ducha. Trend szybko znalazł jednak kontynuatorów. Niespełna rok po premierze „Prezentu pod choinkę" powstał kolejny kontrowersyjny film bożonarodzeniowy – „Gremliny rozrabiają" (1984). Ten amerykański horror komediowy z założenia miał być jednak filmem... rodzinnym, opierającym się na sentymencie do filmu o E.T. (1982) Stevena Spielberga.

„Gremliny rozrabiają” (1984), czyli komediohorror ze świętami w tle

„Gremliny rozrabiają” (1984), czyli komediohorror ze świętami w tle

BEW

Kino akcji z Gwiazdką w tle

W filmowym odmiennym spojrzeniu na święta nie mogło zabraknąć również klasycznej strzelanki. I choć zarówno krytycy, jak i widzowie od lat spierają się o zakwalifikowanie tego filmu, nikt już nie wyobraża sobie świąt bez krwawej serii bohaterskich wyczynów Bruce'a Willisa w „Szklanej pułapce" (1988). Bo czym byłoby Boże Narodzenie bez świadomości, że gdzieś między półkami sklepowymi i ludźmi realizującymi amerykański sen krąży detektyw John McClane broniący świata przed terrorystami? Zwłaszcza detektyw o przekonującej aparycji twardziela Bruce'a Willisa.

Tu pozostaje postawić pytanie, czy „Szklana pułapka" to nadal film bożonarodzeniowy, czy tylko film, którego fabuła rozgrywa się podczas przygotowań do grudniowych świąt? Bo gdyby przyjąć klasyfikację sugerującą, że film bożonarodzeniowy powinien dotyczyć stricte Bożego Narodzenia, do gatunku nie można by zakwalifikować wielu innych klasyków, jak choćby filmu „Holiday" (2006) z Cameron Diaz i Kate Winslet, czy nawet kultowego i kojarzonego najbardziej ze świętami filmu „To właśnie miłość".

Tradycja oglądania

Dlaczego więc filmy bożonarodzeniowe czy te, których akcja rozgrywa się w okolicy świąt Bożego Narodzenia, są nadal tak popularne? Te pierwsze, które mają za zadanie sprawić, abyśmy poczuli się lepiej, działają niczym barometr tego, jak wyobrażamy sobie idealne życie. Produkcje o dysfunkcyjnych rodzinach zaś pomagają utożsamić się z problemami, jakie spotykają ludzi, którzy pomimo pokrewieństwa często nie potrafią znaleźć ze sobą wspólnego języka. Te różnorodne portrety codziennego życia jednocześnie afirmują wartości etyczne i społeczne obyczaje.

Natomiast filmy, które podnoszą adrenalinę, pozwalają przenieść się do fikcyjnego świata, gdzie można przepracować własne lęki i pragnienia dotyczące wartości życia i relacji z innymi. Takie filmy mogą dać ukojenie, a czasem nawet odwagę do dalszego działania. W końcu dają nadzieję, że wszystko będzie w porządku. To tworzy swoistą relację z danym filmem i jego bohaterami, bo gdy mamy możliwość obserwowania na ekranie nawet najmniejszego fragmentu własnego życia, utożsamiamy się z emocjami bohatera i przywiązujemy się do niego (m.in. dlatego tak chętnie oglądamy coroczne powtórki). Gdy widzimy, że on poradził sobie z życiem, i w nas, widzów, wstępuje wiara, że my również damy radę. A czy nie o to właśnie chodzi w atmosferze świąt Bożego Narodzenia?

Przypominamy tekst, który ukazał się w "Rzeczpospolitej" 24 grudnia 2021 roku

Filmy o tematyce bożonarodzeniowej to klasyka gatunku obyczajowego. Nikt nie neguje ich ważności, chociaż wiele z nich zasila rankingi najgorszych produkcji wszech czasów. Mimo to w świątecznych produkcjach występują największe gwiazdy światowego formatu, a filmy zarabiają krocie. Zarówno w kinach, jak i obecnie w serwisach streamingowych. Wielu filmoznawców przez lata próbowało odpowiedzieć na pytanie, dlaczego filmy świąteczne są tak popularne? Wszak Boże Narodzenie to wielkie święto chrześcijan, a mimo to filmy te jednoczą wyznawców różnych religii, łącznie z agnostykami i ateistami. Dzieje się tak, ponieważ amerykańskie kino od lat sprytnie omija rytuały religijne związane z Bożym Narodzeniem, oferując widzom wgląd w lepszy świat, który wcale nie jest aż tak oderwany od rzeczywistości.

Pozostało 92% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Film
Rusza 17. edycja Międzynarodowego Festiwalu Kina Niezależnego Mastercard OFF CAMERA
Film
Marcin Dorociński z kolejną rolą w Hollywood. W jakiej produkcji pojawi się aktor?
Film
Rekomendacje filmowe na weekend: Sport i namiętności
Film
Festiwal Mastercard OFF CAMERA. Patrick Wilson z nagrodą „Pod prąd”
Film
Nie żyje reżyser Laurent Cantet. Miał 63 lata