Uparty, niezależny, ciągle zbuntowany. Takie wywołuje wrażenie. Mimo 38 lat. Ale dredy na głowie, bezpośredni styl bycia i niemieszczące się w tradycyjnych gatunkach filmy – „Chaos” i „Wojna polsko-ruska” – mogą przekłamać wizerunek Xawerego Żuławskiego. Jego opowieść o Warszawie zaskakuje refleksyjnymi nutami.
[srodtytul]Blok na Sobieskiego[/srodtytul]
Pierwsze intensywne i ważne wspomnienie związane z Warszawą sięga roku 1979. Jest czerwiec, straszliwy upał. Ośmioletni Xawery stoi z mamą Małgorzatą Braunek w tłumie gdzieś na placu Na Rozdrożu. Czeka na przejazd papieża.
– A on tylko mignął – wspomina. Potem wszyscy pognali na Stadion Dziesięciolecia. I od tamtego dnia zacząłem kojarzyć i plac Na Rozdrożu, i stadion.
Dzieciństwo upływa mu na Dolnym Mokotowie. Wcześniejszych mieszkań dokładnie nie pamięta. Jedno było gdzieś na Kinowej, ale najważniejsze jest to z ulicy Sobieskiego. – Długi czas mieszkaliśmy naprzeciw „psychiatryka” – opowiada.