Piękny powrót Wojtyszki

Reżyser po 20 latach przerwy nakręcił film fabularny. Rozrywkowy i mądry "Ogród Luizy" od piątku na ekranach.

Aktualizacja: 11.04.2008 13:55 Publikacja: 10.04.2008 19:44

"Ogród Luizy" - Patrycja Soliman i Marcin Dorociński

"Ogród Luizy" - Patrycja Soliman i Marcin Dorociński

Foto: Fundacja Film Polski

- Tęskniłem do fabuły – przyznaje Wojtyszko. – Ale w latach 90. reżyser, który chciał zrobić film, musiał przejść drogę przez mękę. A ja nie umiem antyszambrować ani żebrać o pieniądze. Sytuacja się zmieniła, gdy powstał Polski Instytut Sztuki Filmowej, gdzie obowiązują przezroczyste reguły przyznawania dotacji. Napisany przez Witolda Horwatha scenariusz "Ogrodu Luizy" przyniósł mi dyrektor warszawskiej wytwórni filmowej Włodzimierz Niderhaus, złożyliśmy ofertę w Instytucie, dostaliśmy dofinansowanie.

"Ogród Luizy" – opowieść o gangsterze, który chroni młodą, niezrównoważoną psychicznie dziewczynę – jest filmem rozrywkowym, pełnym humoru i życzliwości do ludzi.

– Radość jest dużo mądrzejsza od pesymizmu – mówi reżyser. – Emil Cioran, francuski filozof rumuńskiego pochodzenia, w wieku 23 lat napisał rozprawę o rozpaczy. Potem do późnej starości płakał, że życie nie ma sensu. To wydaje mi się znacznie mniej kreatywne od postawy doktora Rieux z "Dżumy". Nigdy nie wolno tracić nadziei.

"Ogród Luizy" powstał nie tylko z chęci rozbawienia widzów.

– Mam wrażenie, że w wyścigu szczurów, jaki się teraz odbywa, przestaliśmy być tolerancyjni dla inności i słabości – mówi Wojtyszko. – Nikogo nie obchodzi, że ktoś został wyrzucony na margines, że nie daje sobie rady z życiem.

Maciej Wojtyszko (rocznik 1946) jest twórcą wszechstronnym i niebywale pracowitym. W Wikipedii przy jego nazwisku można przeczytać: reżyser teatralny, filmowy i telewizyjny, pisarz, autor sztuk i komiksów, wykładowca Akademii Teatralnej w Warszawie. Trzeba by dodać: w latach 1990 – 1993 i 1999 – 2002 dziekan Wydziału Reżyserii na tej uczelni. A także autor tekstów wielu piosenek.

– Dla mnie sztuka to ciągłe szukanie. Nie wierzę, że można w niej pójść drogą prostą jak tory tramwajowe. Nie wolno wpaść w rutynę, powielać wzorów. Nawet własnych – mówi.

Jako prozaik zadebiutował w wieku 20 lat. U progu lat 70. zaludnił świat Brombami, Glusiami i Prztymulcami. Polubił twórczość dla dzieci. Pisał dla nich sztuki o królewnie Bluetce, zrobił też animowany serial "Tajemnica szyfru Marabuta".

Wojtyszko jest absolwentem łódzkiej Filmówki, ale równie mocno jak kino kocha teatr. Ma w dorobku znakomite przedstawienia, m.in. "Kandyda" według Woltera, "Ławeczkę" Gelmana, "Miłość na Krymie" Mrożka, "Shirley Valentine" Russela z Krystyną Jandą, "Garderobianego" Harwooda, "Klub Pickwicka" według Dickensa. To on w 1990 roku wyreżyserował w warszawskim Studiu słynną "Tamarę" – kilkugodzinne widowisko, które rozgrywało się jednocześnie w różnych miejscach.

– Teatr jest cudowny, bo zbliża ludzi – mówi. – Reżysera do aktora. Aktora do widza. No i aktorzy są tam u siebie. Trzeba ich odwiedzać i poznawać.

W kinie zadebiutował "Syntezą" nakręconą w 1983 r. na podstawie własnej książki. Potem był "Ognisty Anioł", wreszcie "Mistrz i Małgorzata". Po 1989 roku Wojtyszko za kamerą stawał tylko w telewizji. Ale i to medium polubił. Zadebiutował na małym ekranie "Ostatnimi dniami" – spektaklem o Bułhakowie. Dziś jest twórcą ponad 30 inscenizacji Teatru Telewizji. Zawsze szukał w sztuce metafory, niezależnie od tego, czy opowiadał o brzydkim kaczątku czy o losach Hamleta. Interesował go też fenomen powstawania dzieła: przygotował widowiska o Mickiewiczu, Puszkinie, Molierze, Bułhakowie. A ostatnio dał się porwać fali soap oper. Realizował m.in. seriale "Miodowe lata" i "Miasteczko".

Wojtyszko nie ukrywa, że powrót do kina wiele dla niego znaczy: – To ogromny przeskok – mówi. – Niby wszystko tak samo jak w telenoweli, ale ludzie bardziej się starają. Reżyser przygotowuje się długo do każdej sceny, aktorzy mają własne pomysły na postać. Trzeba myśleć, szukać, próbować.

Znów rozsmakował się w kinie. Nie chce jeszcze zdradzić tematu, ale kończy już pisać scenariusz swojej następnej fabuły.

Czytaj też:

Wielka ucieczka z szuflady

Ogród Luizy ***

- Tęskniłem do fabuły – przyznaje Wojtyszko. – Ale w latach 90. reżyser, który chciał zrobić film, musiał przejść drogę przez mękę. A ja nie umiem antyszambrować ani żebrać o pieniądze. Sytuacja się zmieniła, gdy powstał Polski Instytut Sztuki Filmowej, gdzie obowiązują przezroczyste reguły przyznawania dotacji. Napisany przez Witolda Horwatha scenariusz "Ogrodu Luizy" przyniósł mi dyrektor warszawskiej wytwórni filmowej Włodzimierz Niderhaus, złożyliśmy ofertę w Instytucie, dostaliśmy dofinansowanie.

Pozostało 87% artykułu
Film
Kryzys w polskiej kinematografii. Filmowcy spotkają się z ministrą kultury
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Film
Najbardziej oczekiwany serial „Sto lat samotności” doczekał się premiery
Film
„Emilia Perez” z największą liczbą nominacji do Złotego Globu
Film
Europejskie Nagrody Filmowe: „Emilia Perez” bierze wszystko
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Film
Harry Potter: The Exhibition – wystawa dla miłośników kultowej serii filmów