- Tęskniłem do fabuły – przyznaje Wojtyszko. – Ale w latach 90. reżyser, który chciał zrobić film, musiał przejść drogę przez mękę. A ja nie umiem antyszambrować ani żebrać o pieniądze. Sytuacja się zmieniła, gdy powstał Polski Instytut Sztuki Filmowej, gdzie obowiązują przezroczyste reguły przyznawania dotacji. Napisany przez Witolda Horwatha scenariusz "Ogrodu Luizy" przyniósł mi dyrektor warszawskiej wytwórni filmowej Włodzimierz Niderhaus, złożyliśmy ofertę w Instytucie, dostaliśmy dofinansowanie.
"Ogród Luizy" – opowieść o gangsterze, który chroni młodą, niezrównoważoną psychicznie dziewczynę – jest filmem rozrywkowym, pełnym humoru i życzliwości do ludzi.
– Radość jest dużo mądrzejsza od pesymizmu – mówi reżyser. – Emil Cioran, francuski filozof rumuńskiego pochodzenia, w wieku 23 lat napisał rozprawę o rozpaczy. Potem do późnej starości płakał, że życie nie ma sensu. To wydaje mi się znacznie mniej kreatywne od postawy doktora Rieux z "Dżumy". Nigdy nie wolno tracić nadziei.
"Ogród Luizy" powstał nie tylko z chęci rozbawienia widzów.
– Mam wrażenie, że w wyścigu szczurów, jaki się teraz odbywa, przestaliśmy być tolerancyjni dla inności i słabości – mówi Wojtyszko. – Nikogo nie obchodzi, że ktoś został wyrzucony na margines, że nie daje sobie rady z życiem.