Zdeterminowana, ambitna, nieustępliwa wobec mężczyzn, choć często staje się ich ofiarą. To jest firmowy wizerunek Ashley Judd na dużym ekranie. W „Kolekcjonerze” (1997) wcieliła się w kobietę, której udało się wydostać z łap psychopaty. W „Podwójnym zagrożeniu” (1999) była żoną pozbawioną dziecka przez męża i na dodatek wrobioną w morderstwo. Nie lepiej ułożyło jej się małżeństwo w thrillerze „Bez przedawnienia” (2002). Na pierwszy rzut oka małżonek był chodzącym ideałem – przystojnym wojskowym. Okazał się jednak bezwzględnym zabójcą szkolonym przez służby specjalne. W nakręconej cztery lata temu „Amnezji” Ashley miała już dość stałych związków. Zagrała twardą policjantkę, która nie dopuszcza mężczyzn do siebie. Wystarczą jej przelotne romanse. Tyle że musi rozwikłać serię zagadkowych morderstw, w których giną... byli kochankowie pani detektyw.
Sytuacja nie do pozazdroszczenia – tak jak wczesne dzieciństwo Ashley Judd spędzone na południu Stanów Zjednoczonych. Urodziła się w 1968 roku w Granada Hills. Cztery lata później rodzice się rozwiedli. Została z matką i starszą siostrą Wynoną, które później stworzyły znany duet muzyki country. Kobiety przenosiły się z miejsca na miejsce. Dlatego Ashley w ciągu 13 lat 12 razy zmieniała szkołę.
Pochłaniała książki. Ale Wynona poradziła jej, żeby zamiast zajmować się literaturą, spróbowała sił w Los Angeles. Zaczynała jako hostessa. Tak nawiązała kontakty i weszła w świat filmu. Debiut nie był okazały – mała rola w komedii „Kuffs” (1992), której gwiazdą był Christian Slater.
Co prawda na początku miała zagrać jego dziewczynę. Jednak zrezygnowała, bo reżyser potrzebował jej jako dodatku do rozbieranych scen, a na to matka aktorki nie wyraziłaby zgody. Gdyby postąpiła inaczej, pewnie podzieliłaby los tysięcy dziewczyn, które mają jedynie umieć na komendę zrzucać stanik. Wolała trudniejsze zadania. Dała z siebie wszystko w „Urodzonych mordercach” (1994) Olivera Stone’a, choć znowu był to zaledwie epizod.
Wcieliła się w ofiarę tytułowych bohaterów. Zagrała tak sugestywnie, że wstrząśnięta komisja, oceniając film, kazała reżyserowi wyciąć scenę z Ashley jako zbyt drastyczną. Stone przywrócił ją dopiero w wersji reżyserskiej filmu.