Gdy bohaterowie stają się symbolem oporu i odwagi, przestajemy dostrzegać czysto ludzki wymiar ich życia. Widzimy narodowy pomnik. Z tej perspektywy można było również spojrzeć na biografię generała Augusta Emila Fieldorfa "Nila" – żołnierza legionów Piłsudskiego, dowódcy Kierownictwa Dywersji Komendy Głównej AK, na którym władze komunistyczne dokonały sądowego mordu.
Jego tragiczny życiorys łatwo przecież wpisać w bliską wrażliwości Polaków romantyczną tradycję ofiary z życia w imię wolności i wyznawanych ideałów. Jednak wówczas nie mielibyśmy do czynienia z wciągającym kinem historycznym, ale hagiografią męczennika.
Reżyser Ryszard Bugajski, twórca słynnego "Przesłuchania", uniknął tej pułapki. Losy Fieldorfa pokazał od powrotu generała z gułagu do kraju w 1947 roku aż do chwili jego egzekucji pięć lat później. Jedynie w retrospekcjach wracają najważniejsze fakty z przeszłości "Nila" – zaplanowanie i rozkaz wykonania zamachu na Kutscherę.
Koncentracja na końcowym fragmencie biografii Fieldorfa umożliwiła Bugajskiemu stworzenie opowieści o człowieku, który próbuje ułożyć sobie życie w komunistycznej Polsce.
W filmie generał jest przede wszystkim praktykiem, dla którego liczy się skuteczność podejmowanych działań. To dlatego nie decyduje się na konfrontację z komunistami, ale po latach konspiracji ujawnia władzom prawdziwą tożsamość, wraca do rodziny, do spokojnego rytmu codzienności. Ma świadomość, że walka z reżimem nie ma sensu.