[b]Pro: Jacek Marczyński[/b]
[srodtytul]Dres z napisem Polska[/srodtytul]
Ekranizacja powieści Doroty Masłowskiej wydobyła to, co jest jej największą wartością: „Wojna polsko-ruska” to nie tylko portret współczesnych rodaków, lecz wręcz narodowe misterium. Niech nie zwiodą nikogo komiksowe uproszczenia i kreśleni grubą kreską bohaterowie. To tylko jeden z dowodów, że Xawery Żuławski umie podążać za postmodernistyczną modą. Ale jednocześnie jego film mocno osadzony jest w polskiej tradycji.
Żuławskiemu tak samo blisko jest do Quentina Tarantino jak do dawnych filmów Tadeusza Konwickiego (choćby „Jak daleko stąd, jak blisko”). Rzeczywistość miesza się z imaginacją, fakty z iluzjami, a większość postaci to symbole. Ten rodzaj narracji stał się polską specjalnością od czasów romantyzmu, tak poeci, pisarze, a potem reżyserzy prowokowali nas do dyskusji o naszych wadach i słabościach, o pragnieniach i chęci działania (na ogół nieskutecznej), wreszcie o upiorach, od których nie potrafimy się uwolnić.
To samo odnajdziemy w „Wojnie polsko-ruskiej”, jeśli tylko z monologu dresiarza Silnego zdrapiemy jak farbę wszystkie wulgaryzmy. Okaże się wówczas, że rozpaczliwie szuka on głębokiej, prawdziwej miłości i nieprzypadkowo nosi dres z orzełkiem. Silny jest patriotą i antyglobalistą, choć nie bardzo potrafi wyrazić, co to znaczy. Chce jednak prowadzić wojnę z mitycznymi Ruskimi, którzy niszczą tradycyjne wartości.