O depresji poporodowej w naszym kraju mówi się bardzo niewiele. Wizerunek spełnionej w macierzyństwie matki Polki to wciąż dominujący wzorzec. Film z jednej strony wiele wyjaśnia widzowi w tej materii, z drugiej – opowiada sporo o depresji w ogóle: jak łatwo i bezwolnie człowiek może się w nią osunąć i z jakim brakiem zrozumienia ze strony najbliższych może się zetknąć.
Rebecca (świetna, niezwykle skupiona Wolff) i Julian to małżeńska para trzydziestolatków, którzy spodziewają się potomka. Wydaje się, że przyjście na świat oczekiwanego i zdrowego dziecka przysporzy im tylko jeszcze więcej radości, niż ci dobrze dopasowani i rozumiejący się ludzie mają na co dzień.
Jednak kobieta od razu po porodzie czuje się wyraźnie źle. Nie jest to tylko przejściowy tzw. baby blues. Nastrój młodej matki przeradza się w potężną depresję, niebezpieczną także dla niemowlęcia.
Mąż, coraz bardziej zirytowany, nie rozumie jej zachowania. Rebecca niczego mu nie ułatwia – przerażona wrogością, jaką budzi w niej własny syn, zamyka się w sobie.
Poruszający film Emily Atef niesie nadzieję, bo przedstawia konkretne rozwiązania i rodzaj pomocy, jaką może otrzymać kobieta cierpiąca na ten rodzaj depresji. Reżyserkę znamy z wcześniejszej „Drogi Molly” – historii zawiedzionych oczekiwań Irlandki szukającej w posępnym Wałbrzychu ojca swojego dziecka. Drugim filmem Emily Atef z pewnością przekonała nas do siebie.