Bohaterowie filmu Ireny i Jerzego Morawskich mieszkają w Trawnikach na Lubelszczyźnie, Sosnowcu i Woli Cygowskiej (38 km od Warszawy). Łączy ich upodobanie do spędzania czasu w dyskotekach. W Trawnikach działa klub Nokaut, który każdej soboty przemienia się w mekkę spragnionych rozrywki nie tylko nastolatków, ale i nieco starszych. – Jak mi się nudzi, to zaczynam liczyć, ile dni zostało do dyskoteki – mówi Karol. Jest jednym z jedenastu dorosłych dzieci w rodzinie i jak większość rodzeństwa nie pracuje. – Ten Nokaut to jest dla nas dobrodziejstwo – uważa matka Karola.

Dla niej to jedyne stałe źródło dochodu, za sprzątanie po dyskotece dostaje 150 złotych. A i dorobić sobie może, zbierając z dziećmi puszki i butelki. Cieszy się, że jej latorośle mogą wejść potańczyć za darmo, bo na co dzień nie mają żadnych rozrywek. Jeśli nie liczyć, oczywiście, przesiadywania na kanapach albo ławce w ogrodzie i nieustannego wysyłania esemesów. Bez komórki ani rusz – można nią uwiecznić co smaczniejsze zdarzenia na dyskotece. Np. nagie dziewczyny wijące się w oleju, obściskiwane przez rozochoconych młodych mężczyzn i rozchichotany tłum upojony alkoholem, muzyką i atmosferą przyzwolenia na wszystko. Młodzi są zgodni, że „na dyskotece człowiek się odstresowuje po całym tygodniu”. A i rozebrane panie mają poczucie, że są na swoim miejscu.

– Najbardziej lubię, że mogę siebie jakoś pokazać. Spełniam się w tym – wyznaje z uśmiechem Justyna z Sosnowca, tancerka erotyczna. Zawsze marzyła o tańcu. Za taką noc zarabia 200 złotych. Pieniądze są jej potrzebne na utrzymanie siebie i kilkumiesięcznej córeczki, bo na bezrobotnego męża nie może liczyć. Okłamuje go, że chodzi robić inwentaryzacje, bo nie zgodziłby się, żeby tak pracowała. Pobrali się, gdy była w szóstym miesiącu ciąży, zaraz potem zaczął ją bić. Uciekała do matki i wracała. Do dyskotek ciągnęło ją właściwie od zawsze, bo miała 12 lat, gdy poszła po raz pierwszy. Od razu jej się spodobało, bo „mogła się wybawić, poćpać, popić”. Potem były jeszcze prochy, ale choć „było fajnie”, opamiętała się, bo zaczęła gorzej wyglądać.

W Woli Cygowskiej życie młodzieży koncentruje się wokół przystanku autobusowego i sklepu – to miejsca, w których spotykają się i piją piwo. Dużo piwa. Daniel, stolarz meblowy, zarabia dwa i pół tysiąca złotych miesięcznie, z czego połowę przeznacza na imprezowanie. Jego mama uczy w szkole podstawowej, najstarsza z pięciorga rodzeństwa siostra studiuje pedagogikę w Warszawie. Jego nauka nie interesuje. – Aż tak mi się nie nudzi, żeby wziąć tę książkę do ręki i czytać – mówi.