Filmów o izraelsko-palestyńskim tyglu powstało bardzo dużo. Ale zawsze kręcone były z jednej perspektywy – arabskiej – jak obrazy Elii Suleimana czy Hany Abu-Assada lub żydowskiej jak twórczość Amosa Gitaia, Samuela Maoza czy Josepha Cedara. „Ajami” przełamuje schematy. Może dlatego, że jest wspólnym dziełem Palestyńczyka Scanora Coptiego i Izraelczyka Yarona Shaniego.
[wyimek][link=http://www.rp.pl/galeria/9131,6,596063.html]Zobacz galerię zdjęć[/link][/wyimek]
Pokazują oni ubogą dzielnicę Jaffy, gdzie żyją obok siebie wyznawcy judaizmu, muzułmanie, chrześcijanie. Portretują świat, w którym pomimo pozorów koegzystencji konfliktów i wzajemnej niechęci jest tak wiele, że drobna iskra wznieca pożar. Nikt nie jest tu bezpieczny. Śmierć czyha na ulicy.
[wyimek][link=http://www.rp.pl/artykul/9131,596063-Jestem-obywatelem-drugiej-kategorii.html]Przeczytaj wywiad z reżyserem Scandarem Coptim [/link][/wyimek]
W „Ajami” przeplatają się losy różnych bohaterów. W jednej z pierwszych scen chłopiec reperuje na ulicy samochód. Z przejeżdżającego motocykla padają strzały. Nie były przeznaczone dla niego. Chłopiec ginie zamiast kolegi Omara, nad którego rodziną wisi wyrok mafii, bo wuj restaurator zabił wymuszającego haracz gangstera. Lokalny boss chce pomóc zagrożonej rodzinie, ale ta pomoc kosztuje. Palestyńczyk Malik pracuje nielegalnie w Jaffie, by zdobyć pieniądze na operację ciężko chorej matki. Omar i Malik zaczynają razem wchodzić w brudne interesy.