Peter Weir o Niepokonanych

Peter Weir o fascynacji naszym krajem i pracy nad "Niepokonanymi", którzy są już na ekranach – opowiada Barbarze Hollender

Publikacja: 08.04.2011 19:51

Peter Weir urodził się w 1944 r. w Sydney w Australii. Niezwykły twórca i fascynujący człowiek. W "P

Peter Weir urodził się w 1944 r. w Sydney w Australii. Niezwykły twórca i fascynujący człowiek. W "Pikniku pod Wiszącą Skałą", "Ostatniej fali", "Bez lęku" dotykał tajemnicy życia i śmierci. W "Gallipoli" czy "Roku niebezpiecznego życia" mówił o ludziach zaplątanych w historię, w "Stowarzyszeniu Umarłych Poetów" o szukaniu własnego ja, w "Truman Show" o społecznej manipulacji i tęsknocie za wolnością

Foto: Fotorzepa, Kuba Kamiński Kub Kuba Kamiński

Rz: W ciągu ostatnich kilkunastu lat wielokrotnie odwiedzał pan Polskę. Teraz przyjechał pan z "Niepokonanymi".

Czytaj recenzję filmu


Peter Weir:

Lubię oddychać waszym powietrzem. Podziwiam ducha Polaków. Nigdy nie rozumiałem, jak to się dzieje, że po tylu cierpieniach, które zgotowała wam historia, nie jesteście zgorzkniali. Że mimo horroru wojny i komunizmu wciąż potraficie patrzyć w przyszłość z nadzieją. A "Niepokonani" są filmem bardzo polskim, więc czuję się, jakbym przywiózł go do domu.

To film o ucieczce z sowieckiego gułagu w 1941 r. Skąd wzięło się pana zainteresowanie tym tematem?

Australijczycy nie mają w sobie ciekawości świata. Nie są obciążeni presją historii ani religii. Ale ja już jako 20-latek pierwszy raz wyrwałem się do Europy. Zachwyciłem się jej kulturą i tradycją. Zrozumiałem, że trzeba zadawać pytania, na które nie ma łatwych odpowiedzi. Odtąd wracam na Stary Kontynent, kiedy tylko mogę. Polska zajmuje w tych podróżach szczególnie miejsce. Bo tu zaczęła się druga wojna światowa, a ja zawsze się nią interesowałem. A potem przeżyłem szok, gdy się dowiedziałem o sowieckich łagrach. Wyrosłem w romantycznym klimacie lewicowym, popularnym wśród młodych ludzi na Zachodzie. Nagle odkryłem, jak zakłamana jest historia Rosji. Od dawna chciałem zrobić o tym film.

Andrzej Wajda opowiedział światu o zbrodni katyńskiej. Kino ma ogromną moc, dociera do masowej publiczności.

To prawda. Myślałem o tym przedwczoraj, zwiedzając Muzeum Powstania Warszawskiego. Zdałem sobie sprawę, że ja, Australijczyk, o warszawskim sierpniu 1944 roku dowiedziałem się dzięki "Kanałowi". Fragment waszej historii zobaczyłem oczami Andrzeja Wajdy. Polacy stali mi się bliscy, zrozumiałem, jak heroicznie przez wieki walczyli o swoją wolność. Chciał-bym, żeby "Niepokonani" zrobili na widzach podobne wrażenie. Bo to nie jest bajka, tylko prawdziwa historia.

Z pietyzmem odtwarza pan rzeczywistość gułagów.

Duża w tym zasługa konsultantki filmu Anne Applebaum. Sam też dokumentowałem temat. W Moskwie i Londynie spotykałem się z ludźmi, którzy przeżyli sowieckie łagry. Staraliśmy się dbać o każdy szczegół, kręciliśmy w naturalnych plenerach. Nie próbowałem też sztucznie wywoływać w widzach strachu, empatii, solidarności. Z wielu scen wyrzuciłem nawet muzykę. Chciałem, żeby obrazy przemawiały same.

"Niepokonani" oparci są na wydanej w latach 50. książce Sławomira Rawicza. Jak pan na nią trafił?

Przysłała mi ją agentka. Potem się okazało, że wokół tej pozycji zrodziły się kontrowersje, bo Rawicz prawdo-podobnie przywłaszczył sobie cudzy los. Ale dla mnie ważny był fakt, że do takiej ucieczki doszło. Potraktowałem książkę jako inspirację, dodałem do niej nowe postaci, dopisałem epilog.

Dzięki temu zakończeniu film staje się opowieścią o polskiej drodze do wolności. Nie bał się pan patosu ostatnich scen?

Byłem świadomy ryzyka. Ale zawsze miałem przeświadczenie, że druga wojna światowa dla Europy Zachodniej skończyła się w 1945 roku, a dla krajów Europy Wschodniej i Środkowej dopiero w 1989. W tym filmie chciałem opowiedzieć o cenie, jaką musieliście zapłacić za wolność.

Dzisiaj ją mamy, a jednak coraz częściej zadajemy sobie pytanie, co z nią robimy.

Wiem, ale historia ma niewiele wspólnego z utopią. Demokracja nigdy nie jest łatwa. Ale jak ktoś chce narzekać, to powinien przyjrzeć się krajom, w których wolności nie ma. Niech poczyta choćby o losach filmowców irańskich.

Pana bohaterowie desperacko walczą o życie. Jak pan myśli, dlaczego na świecie powstaje dziś tak wiele filmów o przetrwaniu?

To próba oswojenia naszego strachu. Rozwój Internetu i mediów sprawił, że informacje o zbrojnych konfliktach, wypadkach czy katastrofach trafiają do nas natychmiast. Życie wydaje się kruche. Boimy się terroryzmu, zatrucia środowiska. Tragedie takie, jaką przeżyła niedawno Japonia, przypominają, że stale nie potrafimy okiełznać natury. Nie mamy też poczucia bezpieczeństwa ekonomicznego.

Zrealizowani z rozmachem "Niepokonani" nie są typowym komercyjnym hitem. Czy trudno jest dzisiaj doprowadzić do realizacji takiego filmu?

Bardzo. Publiczność szuka tematów znanych. To może być Harry Potter albo Alicja w Krainie Czarów, albo źli naziści. Przykro to powiedzieć, ale dużo łatwiej zrobić film, którego bohaterami są Niemcy. Bo to się sprzedaje. A w przypadku "Niepokonanych" producenci i inwestorzy pytali: "Co to takiego gułag?". Ale się udało.

Na "Niepokonanych" czekaliśmy siedem lat. Następny pana film obejrzymy szybciej?

Mam nadzieję. Nie robię się młodszy. Coraz wyraźniej czuję, że powinienem się spieszyć. Jestem gotowy do pracy nad następnym filmem. Ale muszę znaleźć odpowiedni temat.

Kilka lat temu mówił pan, że chciałby zrobić kiedyś film w Polsce. Może więc powstanie warszawskie, które tak pana fascynuje?

A to akurat musicie zrobić sami.

rozmawiała Barbara Hollender

Uroczysty pokaz "Niepokonanych" z udziałem Petera Weira otworzył wczoraj Festiwal Off Plus Camera. W inauguracji wziął udział minister Radosław Sikorski. W głównym konkursie "Wytyczanie drogi" o nagrodę festiwalu (100 tys. euro) będzie walczyć dziesięć tytułów, m.in. australijska "Lou" Belindy Chayko, fabularny debiut Romaina Gavrasa "Nasz dzień nadejdzie", "The off Hours" Megan Griffiths oraz dwa filmy polskie: "Erratum" Marka Lechkiego i "Sala samobójców" Jana Komasy.

Ciekawie zapowiada się sekcja "Nowe oblicza kobiet". Międzynarodowe jury oceni konkurs polski, planowane są przeglądy kina niemieckiego, irlandzkiego, będzie też sekcja "Nowe kino z Azji" i "Nadrabianie zaległości" z klasyką kina niezależnego.

Wśród gości są m.in. Tim Roth, Richard Jenkins, Rose McGowan oraz bollywoodzki gwiazdor Amitabh Bachchan.

Film
„28 lat później”. Powrót do pogrążonej w morderczej pandemii Wielkiej Brytanii
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Film
Rekomendacje filmowe: Wchodzenie w życie nigdy nie jest łatwe
Film
Kryzys w polskiej kinematografii. Filmowcy spotkają się z ministrą kultury
Film
Najbardziej oczekiwany serial „Sto lat samotności” doczekał się premiery
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Film
„Emilia Perez” z największą liczbą nominacji do Złotego Globu