Peter Weir zekranizował wydaną w latach 50. powieść Sławomira Rawicza "Długi marsz" – o ucieczce grupy skazańców z sowieckiego Gułagu w 1940 roku. Książka ukazała się jeszcze przed "Jednym dniem Iwana Denisowicza" i "Archipelagiem Gułag". Wstrząsnęła zachodnią opinią publiczną.
Dzisiaj radzieckie łagry mają bogatą dokumentację, ale "Niepokonani" i tak będą ważni: siła obrazu jest ogromna. Filmy docierają do wielomilionowej publiczności świata, a nazwisko Petera Weira też ma swoją wagę.
"Niepokonani" zaczynają się od scen obozowych zrealizowanych z ogromną dbałością o prawdę. I dzięki znakomitym konsultantom – autorce "Gułagu" Anne Applebaum oraz historykowi Zbigniewowi Stańczykowi – nie jest to amerykański lukier. Tu każdy kadr boli.
Z ekranu wieją ziąb i bezduszne okrucieństwo. Ludzie patroszeni są z człowieczeństwa, zamieniani w zwierzęta walczące o kęs strawy. W kopalni więźniowie zaprzęgani są do ciężkich wózków jak szkapy. Strzał w tył głowy nie jest dla strażników problemem, a i tak na apelu skazańcy słyszą: "Nie druty kolczaste, psy i karabiny was tu zatrzymają. Waszym więzieniem jest Syberia. 10 milionów kilometrów kwadratowych bezlitosnej przyrody."