Sławomir Fabicki o Miłości

Reżyser Sławomir Fabicki należy do pokolenia 40-latków, które odświeżyło polską sztukę filmową – pisze Barbara Hollender

Aktualizacja: 15.03.2013 17:50 Publikacja: 15.03.2013 17:14

Do kin wszedł właśnie jego film „Miłość" – bolesna opowieść o rozkładzie związku. O zagubieniu i niedojrzałości emocjonalnej. O ludziach, którzy nie umieją ze sobą być.

Zobacz galerię zdjęć

– Wypalił się mit silnego, dominującego mężczyzny, który ma władzę, zarabia pieniądze, wychowuje twardą ręką syna i nigdy nie płacze – mówi „Rz" Sławomir Fabicki. – Współcześni faceci często bywają słabi. Nie jestem psychologiem, nie szukam przyczyn takiego stanu rzeczy. Chcę powiedzieć, że są takie zjawiska, są tacy mężczyźni. I zapytać, co się wtedy dzieje?

Włoski pisarz Alberto Moravia mawiał: „Trzeba wziąć ją, jego, reszta ułoży się sama". Ale w „Miłości" Sławomira Fabickiego, podobnie jak w „Pogardzie" Moravii, nic się nie układa. Tomek i Maria, rewelacyjnie zagrani przez Marcina Dorocińskiego i Julię Kijowską, wydają się szczęśliwi. Mają dom, pracę, za miesiąc urodzi się ich pierwsze dziecko. A jednak jedno traumatyczne wydarzenie burzy cały ich świat. Staje się rodzajem katalizatora, zmuszając ich do określenia siebie i nazwania własnych uczuć.

Maria nie ma rodziny, przyjaciół. Próbuje walczyć o swój związek. Tomek nie jest pewny uczucia żony, ale również swojego. „Wiesz, ja chyba już cię nie kocham" – mówi w pewnej chwili. I to jest najważniejsze zdanie, jakie pada w tym filmie. Bo Tomek jest uczuciowym wrakiem. Kaleką. Uciekł z domu, w którym dominowała zaborcza matka. Kiedy nie uznała synowej, stanął po stronie żony. Ale wciąż paraliżują go kompleksy i lęki. Jest rozdygotany wewnętrznie, pełen wątpliwości. Nie bardzo wie, o co mu w życiu chodzi.

„Miłość" to kolejny film, który opisuje uczuciowe kalectwo pokolenia dzisiejszych 30-latków. Maria i Tomek są w swoim związku bardzo osobni. Od dawna. Ich dom kryje chłód, podkreślany przez zdjęcia Piotra Szczepańskiego. Przez obrazy jak z malarstwa Edwarda Hoppera, na których samotność niemal krzyczy.

Bohaterowie Fabickiego nie różnią się od zagubionej Ki z filmu Leszka Dawida. A czy daleko, za oceanem, nie przeżywa podobnej alienacji, doświadczając nieumiejętności bycia z innym człowiekiem, bohater „Wstydu" Steve'a McQueena? Wszyscy oni należą do tego samego pokolenia, które zatraciło się w wolności, biegu i własnych ambicjach. Do pokolenia zagubionego, niepotrafiącego wziąć na siebie odpowiedzialności nawet za własne życie, a co dopiero za drugą osobę.

W Polsce nowa generacja twórców odcina się od polityki. Dla Sławomira Fabickiego i Marka Pruchniewskiego inspiracją do napisania scenariusza „Miłości" stała się głośna sprawa molestowania seksualnego pracownic przez szefa olsztyńskiego magistratu. Nie interesują ich jednak konteksty społeczne i polityczne. Fabicki opowiada o kameralnym świecie dwojga osób niedających sobie rady z życiem.

Krzysztof Krauze mawia, że robi filmy „w obronie ludzi, wartości". Autor „Miłości" też uważa, że zbyt rzadko pochylamy się nad tymi, którym się nie wiedzie.

– Filmy o szczęśliwych ludziach nie niosą dramatów i konfliktów – mówi. – Po co więc je robić?

Nominowany do Oscara

Fabicki kręci filmy rzadko, ale każdy jest ważny. Dokument „Wewnętrzny 55", zrealizowany na pierwszym roku studiów, zdobył nagrody w Teheranie i Oberhausen, etiuda dyplomowa „Męska sprawa" dostała nominację do Oscara, pierwszy Teatr Telewizji „Łucja i jej dzieci" – Grand Prix festiwalu Dwa Teatry, debiut fabularny „Z odzysku" – Nagrodę Ekumeniczną w Cannes i nominację do Europejskiej Nagrody Filmowej w kategorii: Odkrycie roku. Ale on sam długo walczył, by zostać reżyserem.

Urodził się w Warszawie, cała jego rodzina jest – jak mówi – „techniczna". Ojciec, matka, dwie siostry, brat – wszyscy pracują w zawodach ścisłych. Zaczął więc studiować matematykę na Uniwersytecie Warszawskim, jednak ciągnęło go kino. Dorastał w stanie wojennym. Jako 11-latek widział czołgi na ulicach Warszawy, kiedy szedł na trening pływacki na AWF, rewidował mu plecak żołnierz z karabinem, dyrektorka liceum im. Karola Świerczewskiego wzywała do szkoły milicję. Kino było więc ucieczką. Oglądał „Vabank" i „Seksmisję", a ze zdartych kaset VHS filmy moralnego niepokoju. Zaś w Iluzjonie wchodził w świat Antonioniego, Herzoga, Bunuela.

 

 

Postanowił zdawać na reżyserię. Podchodził do egzaminu kilka razy, po drodze skończył w Łodzi dwuletnie studium scenariuszowe. Już jako jego absolwent zapytał Henryka Klubę: – Co jest ze mną nie tak, że zdaję, zdaję i nie mogę się dostać? – Widać nie czuje pan kina" – odpowiedział Kluba.

Fabicki zdał za czwartym razem i przypomniał mu tę rozmowę, gdy za dyplomową etiudę „Męska sprawa" dostał nominację do Oscara. – No, co pan? Ja tak powiedziałem? – zdziwił się rektor. Obaj wybuchnęli śmiechem.

„Męska sprawa" była opowieścią o chłopcu z biednej łódzkiej dzielnicy, który poddany domowej przemocy swoje uczucia przelewa na bezdomnego psa. Pytam Fabickiego, jak to się stało, że student IV roku dostał nominację do najważniejszej nagrody filmowej świata.

– To był dla mnie czas pełen emocji – mówi. – Rodziła się moja córka. Zadawałem sobie pytanie, co może stać się z dzieckiem, kiedy dotknie go przemoc świata. A gdy „Męska sprawa" dostała nominację do tzw. studenckiego Oscara, pomyślałem: „Czemu nie próbować dalej?". Na stronie Amerykańskiej Akademii Filmowej sprawdziłem regulamin.

Zgłaszany krótki film musiał być dystrybuowany przez tydzień w Stanach albo wygrać którąś z prestiżowych imprez z listy Akademii. Jego etiuda wygrała festiwal w Nowym Jorku. Zaniósł papiery Akademii do szkoły. No i udało się.

W nakręconym w 2005 roku, dopracowanym w szkole Wajdy „Z odzysku", Fabicki znów pochylił się nad losem człowieka wyrzuconego na margines. Sportretował chłopaka z małego śląskiego miasteczka, dla którego jedynym sposobem na wyrwanie się z beznadziei i awans staje się współpraca z miejscowymi gangsterami.

Jego bohater wchodził w świat, gdzie liczy się prawo silniejszego i nikt nie zna litości. Ściągając długi, trzeba zabrać staremu człowiekowi ostatnią wersalkę albo patrzeć, jak katują przyjaciela. A kiedy przychodzi otrzeźwienie, na wszystko może być za późno. W Cannes, jako laureat Nagrody Ekumenicznej, mówił: – Mam nadzieję, że to wyróżnienie pomoże mi znaleźć koproducentów następnych projektów.

Bez końca

A jednak na „Miłość" trzeba było czekać ponad sześć lat. W tym czasie wykładał w szkole filmowej w Gdyni i w łódzkim studium scenariuszowym. Nakręcił kilka reklamówek. Trzymał się dzięki rodzinie, pracując nad kilkoma projektami. Wychowany w kulcie sierpnia '44 miał świetny scenariusz filmu o powstaniu warszawskim oglądanym oczami 19-letniego Belga wcielonego do Wehrmachtu.

W Polsce brakowało jednak pieniędzy na produkcję, a Niemców nie udało mu się do takiego tematu przekonać. Scenariusz filmu dla dzieci „Bonobo Jingo" w 2007 roku wygrał w Rzymie konkurs na najlepszy projekt europejski, ale sprowadzenie do Polski bohaterki – przeszkolonej w Los Angeles szympansicy – zajęło ponad półtora roku. Dlatego zdecydował się na kameralną „Miłość". I musiał zmienić producenta, bo dopiero firma Odeon zdołała mu zapewnić odpowiedni budżet.

Sławomir Fabicki nie lubi jednoznaczności. W swoich filmach zostawia zawsze otwarte zakończenie. Czy bohater „Z odzysku" dopłynie na drugą stronę rzeki? Czy zdoła wrócić na uczciwą drogę? Czy małżeństwo z „Miłości" poskleja swoje życie? Są więc niedopowiedzenia, niezakończone, jak w życiu, wątki. Ale też szczypta nadziei. Również na tym polega siła jego kina.

Dziś mówi, że musi odetchnąć po trudnych tematach i wraca do „Bonobo Jingo". Ma koproducentów zagranicznych i przed kilkoma dniami dostał spore dofinansowanie z Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej. Kiedyś chciał nakręcić ten film dla córki. Ale Łucja skończyła już 14 lat. – Mam jeszcze 7-letnią Helenkę – śmieje się. – I nadzieję, że uda mi się zrobić „Bonobo Jingo", zanim ona wydorośleje. A co dalej? Nie wiem. Życie potrafi zaskakiwać.

Do kin wszedł właśnie jego film „Miłość" – bolesna opowieść o rozkładzie związku. O zagubieniu i niedojrzałości emocjonalnej. O ludziach, którzy nie umieją ze sobą być.

Zobacz galerię zdjęć

Pozostało 97% artykułu
Film
Kryzys w polskiej kinematografii. Filmowcy spotkają się z ministrą kultury
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Film
Najbardziej oczekiwany serial „Sto lat samotności” doczekał się premiery
Film
„Emilia Perez” z największą liczbą nominacji do Złotego Globu
Film
Europejskie Nagrody Filmowe: „Emilia Perez” bierze wszystko
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Film
Harry Potter: The Exhibition – wystawa dla miłośników kultowej serii filmów