Każdy szmer niemal zabija

Pierwsze dni festiwalu pokazały, że terror, strach i lęk to tematy ważne dla filmowców z różnych kontynentów - pisze Barbara Hollender? z Berlina.

Aktualizacja: 10.02.2014 17:04 Publikacja: 10.02.2014 07:56

Berlinale 2014: Barry Keoghan, Charlie Murphy, Jack O' Connell, Yann Demange i David Wilmot

Berlinale 2014: Barry Keoghan, Charlie Murphy, Jack O' Connell, Yann Demange i David Wilmot

Foto: AFP

Nie bez powodu Berlinale uchodzi za najbardziej upolitycznioną wielką filmową imprezę. Opinię tę potwierdziły początkowe pokazy konkursowe tegorocznego festiwalu.

Zobacz galerię zdjęć

Nie da się przejść obojętnie obok „'71" Yanna Demange'a. 37-letni, urodzony we Francji, a mieszkający w Londynie reżyser zrobił film o Irlandii z początku lat 70. Jego bohaterem jest młody brytyjski żołnierz Gary Hook, który razem z oddziałem zostaje posłany do Belfastu, żeby tam „wzmocnić bezpieczeństwo". Po przyjeździe do Irlandii dowództwo przestrzega żołnierzy, by nie zapuszczali się samodzielnie do dzielnicy katolików, gdzie będą traktowani jak wrogowie. Sens tych słów zrozumieją bardzo szybko.

Historia nienawiści

Demange portretuje miasto, w którym wszyscy są przeciwko sobie: katoliccy nacjonaliści i protestanccy lojaliści, Irlandczycy i Anglicy, mniej i bardziej radykalne odłamy IRA.

Dla chłopaka z małego miasteczka, sieroty, którego brat wciąż jeszcze mieszka w domu dziecka, wojsko jest jedyną drogą do osiągnięcia stabilizacji. Gary niewiele wie o świecie, a jeszcze mniej o polityce. I nagle, w czasie pierwszego patrolu, znajduje się w samym środku walki, z której nic nie rozumie.

Genialne zdjęcia Tata Radciffe'a pokazują chaos, narastającą nienawiść, nieobliczalność tłumu traktującego Anglików jak śmiertelnych wrogów. I oczy przerażonego Gary'ego, który nie wie, dlaczego znalazł się pośrodku rozjuszonych, pełnych dzikiej agresji ludzi. Chwilę później zginie jego kolega, zamordowany w bestialski sposób, a patrol wycofa się z dzielnicy katolickiej.

Gary zostanie sam w katolickiej dzielnicy, przed którą ostrzegali go dowódcy. Tak zaczyna się jego desperacka walka o życie. Szukają go wszyscy. Obie frakcje IRA, agenci wywiadu ze związanej z brytyjską armią Military Reaction Force, koledzy z oddziału. A on jest jak ścigane zwierzę. Ranny i zagubiony. Nie wie, komu może ufać, kto pociągnie za cyngiel pistoletu, a kto wyciągnie do niego rękę. Skąd przyjdzie pomoc, a skąd śmierć. Sprawnie zrobiony „'71" przemienia się w thriller.

– Ta konwencja wciągnęła mnie – przyznaje reżyser Yann Demange. – Ale nie po to robi się film o traumatycznym czasie w historii kraju, żeby go zamienić w kino akcji. Chciałem pokazać wszystkie odcienie tego konfliktu.

Niewątpliwie to mu się udało. Dwanaście lat temu ze Złotym Niedźwiedziem wyjechał z Berlina Paul Greengrass, który w „Krwawej niedzieli" zdokumentował masakrę w Derry w 1972 r., gdy pokojowa manifestacja wymknęła się z rąk organizatorów. Demange patrzy na podzieloną Irlandię oczami jednego człowieka. I widzi tylko nienawiść i śmierć.

Historia strachu

„'71" to również – głównie dzięki znakomitej kreacji Jacka O'Connella – film o strachu, który rodzi się w ogarniętych terrorem społeczeństwach. O codziennym lęku, nie bez powodu, opowiada też Argentyńczyk Benjamin Naishtat.

Film zatytułowany wręcz „Historia strachu" zaczyna się od sceny, w której nad zamożnymi i teoretycznie spokojnymi obrzeżami wielkiego miasta krąży helikopter. To znak, że coś musiało się stać.

Naishtat portretuje ludzi, którzy nie mają poczucia bezpieczeństwa. Wszystko wtedy może być złym znakiem: włączający się w domu alarm, dziura w ogrodzeniu, chłopak, który w barze zaczyna wykonywać dziwne ruchy.

Kiedy w czasie rodzinnej kolacji w całej dzielnicy gaśnie światło, wszystkich ogarnia panika. W ciemnościach rodzą się demony i niepokoje. Narasta atmosfera niepewności. Poszukiwanie najmłodszych członków rodziny – kilkuletnich chłopaków, zamienia się w koszmar. I każdy szmer niemal zabija.

Film Naishtata to portret społeczeństwa, któremu historia na stałe przypisała lęk. – Został on w psychice ludzi po czasach rządów junty w latach 70. – mówi reżyser. – Politycy umiejętnie go wykorzystali w okresie ostatniego kryzysu, by budować w narodzie poczucie niepewności.

Dzielny Clooney

Do czasów niepewności powraca również George Clooney w filmie „Obrońcy skarbów". Tym razem zapomniał o swojej pozycji krytyka amerykańskich elit władzy i zaproponował thriller o tych, którzy pod koniec II wojny światowej próbują odzyskać skarby europejskiej kultury, zagrabione przez nazistów. Chodzi głównie o dzieła skradzione z kolekcji żydowskich, a ekipa musi się spieszyć, gdyż Hitler wydał rozkaz, by w przypadku klęski III Rzeszy wszystko zniszczyć.

Clooney i jego aktorzy –  m.in. Matt Damon, Bill Murray, Kate Blanchett, Jean Dujardin, John Goodman – proponują kino akcji. Ale też zadają kilka ważnych pytań, m.in. czy jakiekolwiek dzieło sztuki warte jest tego, by poświęcić ludzkie życie. Szkoda, że nie zaprzepaszczą żadnej okazji, by dać na nie wyrazistą odpowiedź. George Clooney gra historyka sztuki, dla którego pierwowzorem był wykładowca z Harvardu George Stout. Jego tyrady na temat nieoceniowej wartości sztuki dla dziejów świata i cywilizacji są banalne i zwyczajnie nużą.

Odkrycie w ubiegłym roku w monachijskim mieszkaniu dzieł zrabowanych przez nazistów przywróciło temat skarbów skradzionych przez Niemców i Rosjan w czasie ?II wojny światowej.

– Z producentami z Foxa zastanawialiśmy się, co wymyślić, żeby ten film promować – żartował Clooney podczas konferencji prasowej, po czym dodał, już poważnie: – Wiele dzieł sztuki stale uważa się za zaginione. Nie ma wątpliwości, że leżą gdzieś w piwnicach. I zawsze będzie pojawiało się pytanie o zwrot tych skarbów społeczeństwom.

Clooney przyznał, że od dawna chciał nakręcić film, którego akcja toczyłaby się podczas II wojny światowej, a ta historia wydała mu się świeża i uniwersalna.

„Obrońcy skarbów" są tytułem o najwyższym budżecie. Ale, niestety, zestawione z filmem takim jak „'71", sprawiają wrażenie nadzianej gwiazdami hollywoodzkiej wydmuszki z ambicjami. Tyrady o sztuce widz szybko zapomni, a przerażone oczy O'Connella zostaną  w pamięci na długo.

Nie bez powodu Berlinale uchodzi za najbardziej upolitycznioną wielką filmową imprezę. Opinię tę potwierdziły początkowe pokazy konkursowe tegorocznego festiwalu.

Zobacz galerię zdjęć

Pozostało 98% artykułu
Film
Kryzys w polskiej kinematografii. Filmowcy spotkają się z ministrą kultury
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Film
Najbardziej oczekiwany serial „Sto lat samotności” doczekał się premiery
Film
„Emilia Perez” z największą liczbą nominacji do Złotego Globu
Film
Europejskie Nagrody Filmowe: „Emilia Perez” bierze wszystko
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Film
Harry Potter: The Exhibition – wystawa dla miłośników kultowej serii filmów