Jeden z najważniejszych reżyserów francuskiej Nowej Fali, twórca „Hiroszima, moja miłość" i „Zeszłego roku w Marienbadzie", awangardowy, modernistyczny autor, który zredefiniował w kinie pojęcie czasu, dziś proponuje widzom filmy, które trącą myszką. Prezentowany w konkursie „Aimer, boir et chanter" („Kochać, pić i śpiewać") to adaptacja sztuki Alana Ayckbourna.
Resnais zawsze współpracował z pisarzami — z Margueritte Duras, Alainem Robbe-Grilletem, Jorgem Semprunem. Chętnie adaptował też na ekran sztuki teatralne — Jeana Anouilha, Henri Bernsteina. W sztukach Ayckbournie zakochał się, bo - jak twierdzi — „sprawiają one wrażenie lekkich komedii, a w rzeczywistości wcale nimi nie są."
George z „Aimer, boir et chanter" („Kochać, pić i śpiewać"), ma przed sobą sześć miesięcy życia. Wiadomość o tym rozchodzi się szybko wśród jego znajomych. Trzy kobiety (żona, z którą żyje w separacji i żony dwóch jego przyjaciół) walczą o to, by być przy nim w ostatnich chwilach, zwłaszcza, że swoją wybrankę George zaprasza na wycieczkę na Teneryfę. George'a widz nigdy nie pozna, za to będzie świadkiem rozmów, sprzeczek i pojednań jego bliskich.
Alain Resnais bawi się kinem, a właściwie teatrem w kinie. Wprowadza też na ekran rysunek. I w tekście napisanym do pressbooka zdradza, że Ayckbourne kiedyś powiedział: „Ja próbuję zrobić kino z mojego teatru, Resnais robi teatr ze swojego kina".
Do mnie „Kochać, pić i śpiewać" nie przemawia. Mało mnie interesują problemy pań i panów, którzy się wzajemnie zdradzają. Ale z zachwytem patrzę na odtwórczynię jednej z głównych ról w tym filmie Sabine Azemę, prywatnie żonę Resnais. Stary reżyser nie mógłby mieć lepszego, bardziej inteligentnego i zachwycającego PR-owca.