– Takie koprodukcje są dobrym sposobem, by przypomnieć, że polska kinematografia liczy się w Europie, że mamy znakomitych profesjonalistów i jesteśmy otwarci na świat – mówi Ewa Puszczyńska z Opus Film.
Niestety, film, który świetnie się zapowiadał, rozczarował. Choć dużo w „The Cut" cierpienia, nie czuje się tu pazura Akina, raczej hollywoodzką poprawność.
Jest rok 1915. Kowal Nazaret Manoogian żyje spokojnie w swojej wiosce Mardin z żoną i dwiema córkami. Jednak w czasie I wojny światowej, gdy Turcja opowiada się po stronie Niemiec, w imperium osmańskim mniejszości są eksterminowane. Tureccy żandarmi aresztują Nazareta i jego brata. Mężczyźni zostają zmuszeni do ciężkiej pracy. Nazaretowi cudem udaje się przeżyć rzeź. Ale ma podcięte gardło, traci głos, staje się niemową. Po kilku latach poniewierki dowiaduje się, że z pożogi uratowały się jego córki. W jednym z sierocińców Nazaret wpada na ich trop. Postanawia je odnaleźć: trafia na Kubę, a potem do Stanów.
– W Turcji zagłada Ormian ciągle jest tematem tabu – twierdzi Akin.
Reżyser przeczytał dziesiątki książek o wydarzeniach z początku XX wieku, studiował też dokumenty dotyczące sierocińców i domów publicznych. Przyznaje również, że konsultował się przy tej produkcji z Romanem Polańskim i podjął podobną decyzję jak on w „Pianiście": główni bohaterowie filmu mówią po angielsku z ormiańskim akcentem, wszyscy inni posługują się własnymi językami.
Niestety, choć są w filmie sceny i sekwencje bardzo mocne, całość sprawia wrażenie amerykańskiej produkcji, która ma trafić do jak najszerszej widowni. Dramat ojca szukającego córek staje się wyciskaczem łez, wszystko jest zbyt gładkie i płytkie.