Różnorodność to cecha, która świadczy o bogactwie kinematografii. A taki właśnie jest dziś polski przemysł filmowy. Za kamerą stają artyści wszystkich generacji. Rozwija się kino gatunkowe, wcześniej rzadko przez rodzimych reżyserów uprawiane. Filmowcy wpisują się w kulturę europejską, przywożą laury z ważnych festiwali świata, m.in. z Berlina, Wenecji, Locarno, a przed tygodniem również trzy Europejskie Nagrody Filmowe. I odzyskali zaufanie publiczności.
To polskie tytuły napędzają rosnącą z roku na rok frekwencję. Blisko 3 miliony osób obejrzało „Listy do M3." Tomasza Koneckiego, ponad 2,3 mln „Botoks" Patryka Vegi, prawie 2 mln „Sztukę kochania. Historię Michaliny Wisłockiej" Marii Sadowskiej. Coraz więcej filmów pokonuje próg pół miliona widzów. Nawet te trudniejsze, jak choćby „Cicha noc" przyciągają ponad 300 tys. osób.
Rok otworzyła premiera „Powidoków" Andrzeja Wajdy – ostrzeżenie przed czasem, gdy władza dyktuje artystom, jaką sztukę mają uprawiać. Ale mistrza już na premierze zabrakło. I bardzo dziś brakuje jego mądrości. Wajda lubił młodych, stworzył dla nich szkołę, pewnie cieszyłby się z obecnej ekspansji pokolenia 30-latków. Po raz drugi z rzędu (po ubiegłorocznej „Ostatniej rodzinie" Jana Matuszyńskiego) festiwal w Gdyni wygrał debiutant. „Cicha noc" Piotra Domalewskiego to opowieść o rodzinie z prowincji, kryjącej wielkie dramaty: powroty z emigracji, która okazała się klęską, niszczący codzienność alkoholizm, przemoc domową, zdradę. Ale to nie jest „dom zły". To dom, w którym miłość walczy z trudnym czasem i codziennymi niespełnieniami.
Matuszyński i Domalewski, podobnie jak ubiegłoroczni debiutanci Bartosz Kowalski („Plac zabaw") i Grzegorz Zariczny („Fale"), jak Kuba Czekaj („Baby Bump", „Królewicz Olch"), jak Paweł Maślona czy Jagoda Szelc, których filmy „Atak paniki" i „Wieża. Jasny dzień" jeszcze nie weszły do kin, ale już podbiły publiczność festiwalu gdyńskiego – tworzą interesującą generację.
Wyrośli w wolnym kraju, ale musieli zmierzyć się z drapieżnym, świeżym kapitalizmem, niepewnością jutra, emigracją, destabilizacją rodziny. A dziś jeszcze ze społecznymi podziałami i agresją. Dlatego na ekranie opowiadają o chaosie, samotności, zerwanych więzach. O lęku.