Żaden ekonomista nie kwestionuje, że Polska musi przyjąć euro. Do tego zobowiązał się rząd podpisując Traktat Akcesyjny do Unii Europejskiej oraz społeczeństwo w referendum zatwierdzającym ratyfikację tego dokumentu. Ale niektórzy eksperci uważają, że im szybciej nowa waluta wejdzie nad Wisłą do obiegu, tym więcej zyska gospodarka. Inni argumentują, że pośpieszne przyjęcie euro jest szkodliwe dla gospodarki i Polska powinna jak najdłużej odwlekać moment akcesji do eurolandu. – Konieczna jest dokładna analiza kosztów i korzyści. Narodowy Bank Polski przygotowuje raport w tej kwestii. Ale odpowiedź na pytanie, kiedy wstąpimy do euro, należy już do rządu – mówił prezes NBP Sławomir Skrzypek.
Jednym z najgorętszych zwolenników szybkiego przyjęcia euro jest prof. Stanisław Gomułka, emerytowany profesor London School of Economics, były doradca ministra finansów i prezesa NBP, a także rosyjskiego premiera Jegora Gajdara (autora reform rynkowych w Rosji w 1991 r.). Jego zdaniem najważniejszym dla gospodarki skutkiem przyjęcia euro będzie dostęp do zagranicznych oszczędności.
– Polska jest krajem doganiającym kraje rozwinięte, o niskim poziomie oszczędności. Akces do strefy euro daje większy i bezpieczniejszy dostęp do oszczędności zagranicznych, co oznacza wyższy wzrost inwestycji i przez to gospodarki. W Irlandii to napływ inwestycji zagranicznych był przyczyną cudu gospodarczego – mówił Gomułka. Przypomniał on, że niska stopa oszczędności w Polsce wynika m.in. z wysokiego poziomu wydatków publicznych (państwo zadłużając się korzysta z oszczędności Polaków, sprzedając im obligacje). Sprawia to, że kredyt w Polsce jest trudniej dostępny niż w strefie euro, co chociażby widać po wyższych długoterminowych stopach procentowych nad Wisłą.
Jego zdaniem ryzyko kursowe sprawia, że zadłużanie się za granicą jest dla polskich przedsiębiorców utrudnione, wpływa również na decyzje firm z innych krajów rozważających inwestycje w Polsce. Gdyby to ryzyko zniknęło, zwiększone inwestycje mogłyby – zdaniem profesora – zwiększyć wzrost gospodarczy Polski o 1 pkt proc. rocznie. – Bezpieczniejszy dostęp do oszczędności zagranicznych pozwoliłby zwiększyć udział inwestycji w PKB z około 20 do około 30 proc. – uważa Gomułka. – Oczywiście rosnące zadłużenie odbywa się poprzez wzrost deficytu na rachunku obrotów bieżących. Jeżeli kraj znajduje się w innej strefie walutowej, wtedy wysoki deficyt może doprowadzić do destabilizacji gospodarki. Jeżeli waluta jest wspólna, wtedy deficyt ten może być dużo wyższy bez zagrożenia dla gospodarki – mówił Gomułka. Dodał również, że wyeliminowanie ryzyka kursowego ma duże znaczenie dla eksporterów, chociaż korzyść dla gospodarki z tego tytułu jest niższa niż z tytułu zwiększonych inwestycji.
Prof. Gomułka nie chciał on odpowiedzieć jednoznacznie na pytanie, kiedy Polska powinna wejść do strefy euro. Ale przyznał, że największe korzyści z przyjęcia euro mogą odnieść kraje doganiające Europę Zachodnią. Im mniej zaległości do nadrobienia, tym mniejsze są korzyści. – Dla takich krajów, jak Szwecja, czy Wielka Brytania, korzyści z przyjęcia euro są marginalne.