W ubiegłym tygodniu upadły ostatnie przyczółki spokoju na światowych giełdach. Mocne spadki zagościły tam, gdzie do tej pory ich brakowało: w Ameryce Południowej i Rosji. A indeksy w Stanach Zjednoczonych przekroczyły poziom bessy i niektórzy analitycy prognozują dalsze – bardzo głębokie – spadki. Rosnąca awersja do ryzyka nie wróży dobrze rynkom akcji, także polskiemu.

Brazylijski indeks Bovespa zanotował najgorszy tydzień w tym roku, tracąc aż 7,7 proc. Analitycy tłumaczyli, że zagraniczne fundusze zaczęły sprzedawać akcje w tym kraju ze względu na strach przed stratami oraz inflacją i wzrostem stóp procentowych. Inne wskaźniki kontynentu też zanotowały silne spadki. A do niedawna była to oaza spokoju. Jeszcze pod koniec maja Bovespa bił historyczne rekordy. Również w Rosji doszło do ostrej przeceny, dolarowy indeks RTS obniżył się aż o 5,6 proc. Jest to najgorszy wynik od końca stycznia. I to mimo rekordowych cen ropy naftowej.

W Europie Środkowej sytuacja nie była tak dramatyczna, aczkolwiek akcje również znacząco taniały. Najwięcej, bo niemal 4 proc., stracił czeski indeks PX, który do tej pory radził sobie najlepiej w regionie. Warszawski WIG20 stracił 2,9 proc., a budapeszteński BUX – 2,3 proc. Na uwagę zasługuje rumuński indeks BET, który wypada zdecydowanie najgorzej w regionie i jest jednym z najsłabszych wskaźników na świecie. W ubiegłym tygodniu obniżył się o kolejne 5,6 proc., a od początku roku aż o 38 proc.

Na głównym rynku świata – w Stanach Zjednoczonych – spadki były znacznie mniejsze. Dow Jones stracił zaledwie 0,5 proc. Ale był to spadek symboliczny, ponieważ w ciągu tygodnia ten indeks wszedł w terytorium bessy, co znaczy, że od szczytu stracił więcej niż 20 proc. Niektórzy analitycy zajmujący się analizą techniczną (obserwowaniem prawidłowości wykresów indeksów) wskazują, że ceny amerykańskich akcji mogą spadać do najniższego poziomu od 2002 r., co oznaczałoby, że musiałyby się obniżyć średnio jeszcze o ponad 30 proc.