Janda, Stenka, Zamachowski, Kondrat, Fronczewski, Szyc, Żebrowski, Peszek – wszyscy niedawno zagrali w reklamach. Czołówka polskiego aktorstwa. Woronowicz nie zagra, bo wciąż wierzy, że ten zawód jest misją. Inna sprawa, że udziału w reklamie nikt by mu pewnie nie zaproponował. Nie ma go na plotkarskich portalach, nie udziela się w telewizyjnej rozrywce, nie jest celebrytą. Ale w opinii wielu recenzentów, czegokolwiek się tknie, zamienia w złoto. Na deskach Teatru Powszechnego, na scenach radiowej i telewizyjnej, ostatnio także w kinie.
[srodtytul]Coś przedziwnego zawisło w powietrzu[/srodtytul]
Przed trzema tygodniami zdobył w Sopocie nagrodę festiwalu Dwa Teatry za najlepszą rolę męską. W „Golgocie wrocławskiej” wyreżyserowanej przez Jana Komasę zagrał bezwzględnego esbeka. Podobną postać – stalinowskiego sędziego – z wielkim powodzeniem stworzył w wyświetlanym niedawno „Generale Nilu” Ryszarda Bugajskiego. Aż trudno uwierzyć, że to ten sam aktor, na widok którego wierni z parafii św. Stanisława Kostki w Warszawie przyklękali, gdy tylko pojawiał się w sutannie. W „Popiełuszce” musiał się zmierzyć z legendą, ale zagrał fenomenalnie, stworzył wyrazistego bohatera, księdza z krwi i kości.
– Nie tylko fizycznie, ale i duchowo jest podobny do księdza Jerzego – mówiła Joanna Szczepkowska. – Ma osobowość, która daje mu prawo zagrać tę rolę. Stojąc przed ołtarzem, mówił tak jak ks. Popiełuszko. To coś więcej niż kreacja aktorska.
– Kiedy kręciliśmy scenę mszy za ojczyznę, było wielu statystów ubranych w stroje z lat 80. Przed ołtarz wyszedł Adam Woronowicz i zaczął kazanie. Coś przedziwnego zawisło w powietrzu. Zrobiła się totalna cisza i zobaczyłem, że wielu ludzi ma łzy w oczach. Dla takich chwil warto uprawiać ten zawód – mówił Zbigniew Zamachowski, a reżyser Rafał Wieczyński wielokrotnie podkreślał, że lepszego aktora do głównej roli nie znalazłby nigdzie na świecie: – Adaś wszedł, powiedział kilka zdań, i wiedziałem, że jestem w domu.