Oni trampki, ja sandały

Ten sezon należał do Adama Woronowicza. Znakomicie zagrał w „Popiełuszce” i „Generale Nilu”, a „Golgota wrocławska” przyniosła mu nagrodę za najlepszą rolę męską w Teatrze Telewizji. Bez wątpienia jest największym aktorskim objawieniem ostatnich lat

Publikacja: 26.06.2009 01:22

Oni trampki, ja sandały

Foto: Fotorzepa, Raf Rafał Guz

Janda, Stenka, Zamachowski, Kondrat, Fronczewski, Szyc, Żebrowski, Peszek – wszyscy niedawno zagrali w reklamach. Czołówka polskiego aktorstwa. Woronowicz nie zagra, bo wciąż wierzy, że ten zawód jest misją. Inna sprawa, że udziału w reklamie nikt by mu pewnie nie zaproponował. Nie ma go na plotkarskich portalach, nie udziela się w telewizyjnej rozrywce, nie jest celebrytą. Ale w opinii wielu recenzentów, czegokolwiek się tknie, zamienia w złoto. Na deskach Teatru Powszechnego, na scenach radiowej i telewizyjnej, ostatnio także w kinie.

[srodtytul]Coś przedziwnego zawisło w powietrzu[/srodtytul]

Przed trzema tygodniami zdobył w Sopocie nagrodę festiwalu Dwa Teatry za najlepszą rolę męską. W „Golgocie wrocławskiej” wyreżyserowanej przez Jana Komasę zagrał bezwzględnego esbeka. Podobną postać – stalinowskiego sędziego – z wielkim powodzeniem stworzył w wyświetlanym niedawno „Generale Nilu” Ryszarda Bugajskiego. Aż trudno uwierzyć, że to ten sam aktor, na widok którego wierni z parafii św. Stanisława Kostki w Warszawie przyklękali, gdy tylko pojawiał się w sutannie. W „Popiełuszce” musiał się zmierzyć z legendą, ale zagrał fenomenalnie, stworzył wyrazistego bohatera, księdza z krwi i kości.

– Nie tylko fizycznie, ale i duchowo jest podobny do księdza Jerzego – mówiła Joanna Szczepkowska. – Ma osobowość, która daje mu prawo zagrać tę rolę. Stojąc przed ołtarzem, mówił tak jak ks. Popiełuszko. To coś więcej niż kreacja aktorska.

– Kiedy kręciliśmy scenę mszy za ojczyznę, było wielu statystów ubranych w stroje z lat 80. Przed ołtarz wyszedł Adam Woronowicz i zaczął kazanie. Coś przedziwnego zawisło w powietrzu. Zrobiła się totalna cisza i zobaczyłem, że wielu ludzi ma łzy w oczach. Dla takich chwil warto uprawiać ten zawód – mówił Zbigniew Zamachowski, a reżyser Rafał Wieczyński wielokrotnie podkreślał, że lepszego aktora do głównej roli nie znalazłby nigdzie na świecie: – Adaś wszedł, powiedział kilka zdań, i wiedziałem, że jestem w domu.

Woronowicz przygotowywał się do roli bardzo solidnie. Kłopoty zaczęły się szybko, bo przez całe dzieciństwo panicznie bał się wody: – Rzeczą nie do wyobrażenia było otwarcie oczu pod wodą. A tu nagle strach minął, skakałem i szedłem na dno. Bez przerwy czytał i słuchał kazań księdza Jerzego, znał jego życiorys lepiej niż własny, podczas wywiadów sypał z rękawa nazwiskami znajomych, przyjaciół, biskupów. Spędził tydzień w seminarium. To był – jak mówi – czas na przemyślenie wielu rzeczy. Wyłączył telefon, z żoną i córeczką pozwolono mu się kontaktować tylko wieczorami. Wiedział, że musi skorzystać z szansy, bo następna tak poważna propozycja może się długo nie pojawić. Ale im dalej, tym większe rodziły się obawy. – Bałem się, że to mnie przerośnie. Miałem wrażenie, że całe to pokazywanie czy naśladowanie, którego uczono w szkole aktorskiej, jest nie na miejscu. Zrozumiałem, że nagle nie stanę się księdzem. Że muszę zadać sobie pytania: co dla mnie znaczy być patriotą, czy wierzę w Boga i ojczyznę. Dotarło do mnie, że ksiądz Jerzy głęboko ufał ludziom, nie dzielił Polaków na złych zomowców i dobrych opozycjonistów. W każdym starał się dostrzec dobro. Chciałbym być chociaż w jednej setnej tak otwarty na drugiego człowieka, ale to trudne, gdy się jest aktorem. Jesteśmy zbyt skupieni na sobie, nie mamy czasu nawet dla najbliższych.

[srodtytul]Takich domów jest pełno[/srodtytul]

Urodził się w Białymstoku w Boże Narodzenie 1973 roku. Wychował na przydworcowym blokowisku, w rodzinie religijnej na tyle, że brał pod uwagę seminarium. Ojciec był w komitecie budowy pomnika księdza Popiełuszki, poświęconego później przez Jana Pawła II. – W moim domu pielęgnowało się tradycje – mówi Adam Woronowicz. – Tata mi tłumaczył, co znaczy piosenka Czerwonych Gitar „Jest taki dzień, bardzo ciepły, choć grudniowy”. Albo co znaczy „W szczerym polu biały krzyż” – o czym to jest. Opowiadał, że nie można śpiewać o pewnych ludziach i że to jest dla nich hołd. Miałem ciarki na plecach. Kiedy dostałem rolę księdza Jerzego, wiedziałem, że wychowywał się w podobnym domu i że takich domów jest w Polsce pełno.

Teraz sam jest ojcem. Co roku idą 1 sierpnia z kilkuletnią córką pod pomnik Powstańców Warszawy. – To jest dla mnie naturalne jak picie kawy, czuję, że mam to w krwiobiegu i wcale się tego nie wstydzę – mówi Woronowicz.

– Adam łączy wewnętrzną prostotę z wielką ofiarnością i żarliwością, która kompletnie nie współgra z dzisiejszym stylem bycia popularnych aktorów – uważa Piotr Cieplak. – Nieudzielanie się w komercyjnych przedsięwzięciach bardzo służy jakości jego aktorstwa. Nadaje mu wymiar szekspirowski. Gdy recytuje Słowackiego, rozumie się, co do nas mówi. Często wręcz się wydaje , że mówi to od siebie.

– Zanim się z nim spotkałem w pracy, widziałem go na scenie – mówi reżyser Grzegorz Wiśniewski. – Zawsze skupiał uwagę. Pamiętam powtarzającą się opinię, że jest człowiekiem bardzo religijnym. Gdy zapytałem go o to, odpowiedział zaskakująco: tam, gdzie jest wiara, tam jest bardziej obecny diabeł. Zrozumiałem, że jego duchowość mocno wpływa na jego aktorstwo.

W „Gali” Woronowicz wspominał niedawno: „Pamiętam, że nie tak dawno stałem na białostockim peronie z torbą w ręku i wyjeżdżałem na studia do Warszawy. Mówiłem mamie, że zaraz przyjadę. Nie zdawałem sobie sprawy, że w domu będę już tylko gościem. Wsiada się w pociąg i ląduje w innym świecie, którego się nie zna i nie rozumie”.

Studia w warszawskiej PWST skończył 12 lat temu. Debiutował na Małej Scenie Teatru Powszechnego w spektaklu „Śleboda, czyli cenniejsi jesteście niż wróble” według Kazimierza Przerwy-Tetmajera, ale angaż dostał w Rozmaitościach. Grał w przedstawieniach świetnych reżyserów: Piotra Cieplaka, Piotra Tomaszuka, Krzysztofa Warlikowskiego. Po trzech latach zrezygnował z etatu i przez rok był wolnym strzelcem. Od 2001 roku jest aktorem Teatru Powszechnego, dziś uznawanym za jednego z najlepszych w tym świetnym zespole.

Ale kino i telewizja upominały się o niego rzadko. Kiedy w „Chopinie. Pragnieniu miłości” Jerzego Antczaka (2002) dostał rolę Maurycego, zbuntowanego syna George Sand, zebrał pozytywne recenzje, choć film nie zachwycał. Jednocześnie coraz większym uznaniem cieszyły się jego role teatralne. W 2003 roku za rolę Philipa w „Kształcie rzeczy” Neila LaBute’a zdobył ę Feliksa Warszawskiego oraz główną nagrodę aktorską na Festiwalu Dramaturgii Współczesnej w Zabrzu. W ciągu kolejnych dwóch sezonów zwyciężył w kategorii aktorskiej na Festiwalu Prapremier w Bydgoszczy (Adrian w „Powrocie na pustynię” Bernarda-Marie Koltesa) i otrzymał Nagrodę im. Aleksandra Zelwerowicza za rolę Fadinarda w „Słomkowym kapeluszu” Eugene Labiche’a. Za jedną ze swych pierwszych ról w teatrze radiowym (ostatnio brawurowo zagrał tam Kordiana) otrzymał nagrodę na festiwalu Dwa Teatry w Sopocie.

Nieprzeciętny talent najpełniej pokazał jednak w Teatrze Telewizji. W 2003 roku dostał propozycję, która nie tylko wydobyła go z cienia, ale wzbudziła zachwyt krytyków i przyniosła kolejną nagrodę na Dwóch Teatrach. W spektaklu Łukasza Barczyka „51” zagrał narkomana umierającego na AIDS, którego odwiedza matka (Stanisława Celińska). Skulony na łóżku w ciasnym pokoju mówił cicho, i wzruszał każdym zdaniem. Jeszcze większym sukcesem był „Pamiętnik z Powstania Warszawskiego” Mirona Białoszewskiego wyreżyserowany przez Marię Zmarz-Koczanowicz. Cały spektakl spoczywał na barkach Woronowicza, a on – bez fajerwerków, z zaskakującym spokojem, ale i skupieniem – podawał tekst Białoszewskiego, jakby czytał go dziecku. Od premiery minęły cztery lata. Nie widziałem od tamtego czasu równie znakomitej roli w Teatrze Telewizji. Zdobył Grand Prix Dwóch Teatrów, Nagrodę im. Stefana Treugutta i Nagrodę im. Zelwerowicza.

[srodtytul]Iść w przeciwnym kierunku [/srodtytul]

Wydawać by się mogło, że po tylu splendorach w ciągu kilku sezonów kariera aktorska skromnego białostoczanina nabierze rozpędu. Tak się nie stało, po części przez samego Woronowicza, który dziś żartuje, że dobija do grupy „młodych, zdolnych po szkole, czyli w okolicach czterdziestki”. Jednak zaraz potem dodaje: – Możesz grać w serialach, mieć tę megapopularność i ogromne pieniądze. Ale konsekwencją tego jest, że grasz tę samą postać przez kilkaset odcinków i zaczynasz być z nią utożsamiany. A z drugiej strony – możesz wybrać teatr i próbować przebijać się do wielkiego kina. Wtedy nie płacz, że jeździsz rzęchem i pozostajesz anonimowy. Kiedy czytam wywiady z gwiazdami seriali, mało widzę w nich radości z aktorstwa. Bez niej nie umiałbym zagrać nawet epizodu. Mam zresztą w sobie przekorę, zawsze ją miałem. Wszyscy nosili adidasy, to ja breki; oni trampki, ja sandały. Koledzy idą w kierunku serialowym, to mnie ciągnie w odwrotnym. I może to kwestia wiary, a może charakteru, ale im dłużej jestem aktorem, tym więcej jest we mnie pewności, że dokonuję właściwych wyborów.

Teraz gra w nowym spektaklu Grzegorza Jarzyny „Między nami dobrze jest”, w kinie zobaczymy go w debiutanckim „Rewersie” Borysa Lankosza. Czy ten sezon to punkt zwrotny w karierze Adama Woronowicza – czas pokaże i reżyserzy. Na pewno szkoda go na błahe seriale i plotkarskie bankiety.

Tych ostatnich zresztą unika jak ognia. – Nie jestem lwem salonowym – mówi. – Wolę stać z boku. W czasie, gdy telenowelowo-internetowe gwiazdy same napraszają się paparazzim, takie wyznanie z ust popularnego już dzisiaj aktora musi krzepić.

Janda, Stenka, Zamachowski, Kondrat, Fronczewski, Szyc, Żebrowski, Peszek – wszyscy niedawno zagrali w reklamach. Czołówka polskiego aktorstwa. Woronowicz nie zagra, bo wciąż wierzy, że ten zawód jest misją. Inna sprawa, że udziału w reklamie nikt by mu pewnie nie zaproponował. Nie ma go na plotkarskich portalach, nie udziela się w telewizyjnej rozrywce, nie jest celebrytą. Ale w opinii wielu recenzentów, czegokolwiek się tknie, zamienia w złoto. Na deskach Teatru Powszechnego, na scenach radiowej i telewizyjnej, ostatnio także w kinie.

Pozostało jeszcze 95% artykułu
Ekonomia
Brak wody bije w konkurencyjność
Ekonomia
Kraina spierzchniętych ust, kiedyś nazywana Europą
Ekonomia
AI w obszarze compliance to realna pomoc
Ekonomia
W biznesie nikt nie może iść sam
Ekonomia
Oszczędna jazda – techniki, o których warto pamiętać na co dzień