Przeciętne wydatki na badania i rozwój w przeliczeniu na jednego Polaka wynoszą 46,3 euro – wynika z danych Eurostatu, unijnego urzędu statystycznego, za 2007 r. (są to najświeższe, opublikowane w październiku informacje). Sytuuje nas to na trzecim miejscu od końca. Mniej wydaje się jedynie w Rumunii i Bułgarii. Największą wagę do działań z zakresu B+R przywiązują takie państwa jak Szwecja – ok. 1300 euro na głowę, Luksemburg (1240 euro) czy Finlandia (1180 euro).
[srodtytul]Prywatni nie inwestują [/srodtytul]
Co gorsza, z obszarem badań i rozwoju (B+R) w Polsce w porównaniu z innymi państwami jest coraz gorzej. Tzw. nowi członkowie UE też mają ogromne zapóźnienia w tej kwestii, ale starają się je jak najszybciej nadrobić. W stosunku do 2000 r. w Estonii nakłady na strefę B+R wzrosły aż o 380 proc., a w Rumunii o 360 proc., w Czechach – o 160 proc, a na Węgrzech – o 145 proc. Na tle tych państw Polska z ok. 50-procentową dynamiką po prostu stoi w miejscu. Co prawda możemy pochwalić się, że to szybszy przyrost niż w Szwecji, ale o 2 – 3 razy wolniejszy niż w Irlandii czy Hiszpanii, które wciąż czują się zobligowane gonić europejską czołówkę.
Niezwykle interesujące jest także to, że nakłady na badania i rozwój ponoszone przez prywatne przedsiębiorstwa rosną w Polsce wolniej niż te ponoszone przez sektor publiczny (dynamika per capita od 2000 r. wyniosła odpowiednio 25 oraz 64 proc.). Zupełnie inaczej sprawa wygląda w Estonii, Litwie czy Portugalii, gdzie to firmy mają największą motywację, by zwiększać swój potencjał rozwojowy. Dynamika nakładów w przedsiębiorstwach i w sektorze rządowym w tych krajach przedstawia się następująco: 900 i 70 proc., 335 i 65 proc., 270 i minus 23 proc.
Czyżby polskim przedsiębiorstwom nie zależało na poprawie swojej pozycji konkurencyjnej? Z wielu ekspertyz wynika prosty wniosek: mamy tak duży rynek wewnętrzny, że zdecydowana większość małych i średnich firm uważa, że i tak znajdzie na nim swoje miejsce. Inaczej jest np. w malutkich krajach nadbałtyckich. Tam, by zaistnieć, trzeba od razu myśleć o podboju rynków zewnętrznych.