Początek tygodnia przyniósł wytchnienie posiadaczom akcji, których portfele ostatnio znacznie ucierpiały wskutek fali przeceny na światowych rynkach związanej z obawami o przyszłość strefy euro. WIG20 zyskał wczoraj 0,77 proc. Licząc łącznie z udaną dla inwestorów sesją piątkową, dwudniowa zwyżka indeksu wyniosła już 1,7 proc.
Najmocniej w górę pociągnęły indeks notowania sektora finansowego, który jest szczególnie wrażliwy na wszelkie doniesienia dotyczące strefy euro. Najbardziej podskoczyły kursy akcji części banków: BRE (+3,66 proc.), BZ WBK (+2,98 proc.) i Pekao (+1,92 proc.). Piątkowe odbicie kontynuowały też papiery PZU (+1,78 proc.), co oznacza, że po raz pierwszy od giełdowego debiutu znalazły się na plusie dwie sesje z rzędu.
O fali optymizmu na światowych rynkach trudno byłoby jednak mówić. Co prawda mocno odbił się indeks chińskiej giełdy w Szanghaju (zyskał 3,5 proc.), ale euforia nie przeniosła się na inne parkiety. W Europie Zachodniej główne indeksy walczyły o utrzymanie się nad kreską. Oznaki lepszych nastrojów trudno było także dostrzec na rynkach walutowych i surowców. Euro znów zaczęło tracić na wartości wobec dolara.
Brak zdecydowanego odreagowania na rynkach sprawia, że część analityków nadal obawia się kontynuacji znacznej przeceny, z jaką inwestorzy mieli do czynienia w ostatnich pięciu tygodniach. Mimo odbicia o 1,7 proc. od dołka z ubiegłego czwartku WIG20 musiałby zyskać jeszcze 12 proc., by powrócić do kwietniowego szczytu hossy. O niemal połowę mniejszy dystans (niecałe 7 proc.) dzieli indeks od lutowego dołka (2173 pkt), w którym zwolennicy analizy technicznej upatrują poziomu mogącego zadecydować o koniunkturze na GPW w kolejnych miesiącach.
Dziś na rynkach znów może być nerwowo. Inwestorzy będą analizowali dużą dawkę danych gospodarczych, głównie z USA (m.in. publikowany przez Conference Board indeks nastrojów konsumentów oraz indeks cen domów w największych metropoliach) i strefy euro (poziom zamówień w przemyśle).