Zgodnie z przedstawionym wczoraj projektem przyszłoroczny deficyt finansów publicznych wyniesie 7 proc. PKB. Grecja zdecydowała się więc ciąć deficyt bardziej, niż wymagania stawiane przez Międzynarodowy Fundusz Walutowego oraz Unię Europejską, według których powinien on wynieść mniej niż 7,8 proc. PKB. To jeden z głównych warunków, od których spełnienia są uzależnione losy 110 mld euro pomocy dla Aten wygospodarowanej przez te instytucje.
– To budżet pełen wyzwań. Kraj jest pod presją, by jeszcze mocniej zacisnąć pasa – wskazuje Nicholas Magginas, ekonomista z National Bank of Greece. Grecki rząd poddał się tej presji. Przewiduje on, że wydatki budżetowe spadną o prawie 6 proc., do 67,5 mld euro. Przychody wzrosną zaś o niemal 7 proc. do 56,3 mld euro.
Dotychczas Grecja zrobiła bardzo duże postępy, jeśli chodzi o reformowanie finansów publicznych. Przez pierwszych osiem miesięcy 2010 r. deficyt zmniejszył się o 32 proc. w porównaniu z takim samym okresem 2009 r. O ile w zeszłym roku wyniósł aż 13,6 proc. PKB, to w 2010 r. ma spaść do 7,8 proc. PKB.
Stosunkowo szybkie tempo konsolidacji fiskalnej to głównie efekt cięć wydatków. Gorzej idzie ze zwiększaniem wpływów do budżetu. Do końca sierpnia wzrosły one jedynie o 3,4 proc. (w skali rocznej), gdy rząd prognozował 13,7 proc. Greckie władze spodziewają się, że w przyszłym roku zwiększanie przychodów budżetowych będzie szło lepiej, gdyż wejdą w życie podwyżki podatków. Problemem jest jednak to, że Grecy nagminnie uchylają się od ich płacenia, a służby skarbowe wciąż nie dają sobie z tym rady.
– Nie ryzykowałbym pogłębienia recesji przez dalsze podwyżki podatków. Grecki rząd może przecież jeszcze wiele zdziałać po stronie wydatkowej, tak by nie uderzać w działalność gospodarczą – twierdzi Diego Iscaro, analityk z IHS Global Insight. Grecki rząd spodziewa się w tym roku spadku PKB o 4 proc. W przyszłym gospodarka ma się skurczyć o 2,6 proc. Wzrost PKB może powrócić dopiero w 2012 r.