Powrót inwestorów na rynki wschodzące, który obserwowaliśmy od trzeciej dekady marca, spowodował wzrost wartości indeksu MSCI EM o prawie 10 proc. Inwestorzy nieszczególnie przejmowali się w tym czasie kłopotami w Libii, zadłużoną Portugalią, której agencje ratingowe obcinały oceny, czy też drogą ropą.
Cały czas jednak w tle komentarzy pojawiał się problem inflacji. I właśnie ona wydaje się głównym sprawcą ubiegłotygodniowej korekty (wskaźnik rynków wschodzących stracił 2 proc.). Przed przeceną obronił się obok giełdy chińskiej i tureckiej tylko parkiet w Warszawie.
Najbardziej zaniepokoiły inwestorów informacje z Chin. Z jednej strony mieliśmy doskonałe informacje na temat PKB w pierwszym kwartale. Lepsze od oczekiwań były też marcowe odczyty danych na temat produkcji przemysłowej i sprzedaży detalicznej. Z drugiej natomiast wiadomość o najwyższej od dwóch lat inflacji (5,5 proc.) pokazuje, że działania chińskiego banku centralnego, który już dawno wszedł na ścieżkę zacieśniania polityki pieniężnej, na razie na niewiele się zdały. Wzrost gospodarczy jest wciąż silny, a inflacja szaleje. Dla inwestorów to sygnał, że chińskie władze dalej będą podwyższać stopy. Część analityków obawia się, że takie działania mogą negatywnie wpłynąć na ożywienie światowej gospodarki.
Wyższa, niż oczekiwano, była też marcowa inflacja w USA, choć po wyłączeniu cen żywności i energii poziom wskaźnika wyniósł 1,2 proc. (na tyle liczyli analitycy). To z kolei dobra wiadomość dla rynków wschodzących, ponieważ oznacza, że strumień tanich pieniędzy zalewający giełdy tak szybko nie wyschnie.