Dariusz Filar: ocena stanu polskiej gospodarki

Możliwe jest wejście gospodarki światowej w kolejną recesję i ponowne spowolnienie polskiej gospodarki – ocenia Dariusz Filar, członek Rady Gospodarczej przy Premierze

Publikacja: 15.09.2011 01:43

Dariusz Filar, członek Rady Gospodarczej przy Premierze

Dariusz Filar, członek Rady Gospodarczej przy Premierze

Foto: Fotorzepa, Raf Rafał Guz

Rz: Polska uniknęła kryzysu 2008 – 2009, jednak tak jak inne kraje poniosła koszty związane ze spowolnieniem. Czy można oszacować, jak duże one były?

Dariusz Filar: Podtrzymuję pogląd, że od 2007 roku rozwijały się w gospodarce światowej dwa negatywne zjawiska. Zjawiska równoległe, nakładające się na siebie i wzajemnie na siebie oddziałujące, ale jednak cechujące się istotną odrębnością. Z jednej strony mieliśmy do czynienia z kryzysem rynków finansowych, którego pierwsze wyraźne objawy wystąpiły na amerykańskim rynku kredytów hipotecznych, a później w wielu instytucjach finansowych, które z tym rynkiem były związane. Z drugiej strony obserwowaliśmy od 2007 roku kształtowanie się recesji, a więc spadkowej fazy w kolejnym cyklu koniunkturalnym. Recesja dobiegła końca (chociaż ożywienie, które po niej nadeszło, okazało się słabsze niż w poprzednich cyklach), natomiast kryzys finansowy trwa, tyle że uległ przepoczwarzeniu – obecnie najbardziej widoczny jest w finansach publicznych wielu krajów i w konsekwencji na globalnym rynku obligacji rządowych.

Polska uniknęła kryzysu rynków finansowych, bo polski sektor bankowy okazał się zdrowszy niż w wielu innych krajach świata; nie nagromadził toksycznych aktywów, nie przeszedł przez nadmierny boom kredytowy i nie utracił zaufania deponentów. Do sektora bankowego rząd polski – całkiem inaczej niż rządy wielu krajów – nie musiał dołożyć nawet złotego. Wystarczające okazały się działania NBP (zwiększenie płynności sektora poprzez wcześniejszy wykup długoterminowych obligacji i uruchomienie swapów walutowych). Natomiast globalna recesja znalazła wyraźne odbicie w spowolnieniu polskiej gospodarki. Jeśli na jednym wykresie umieścimy kwartalne wskaźniki wzrostu gospodarczego w Polsce i strefie euro, to zauważymy, że obie krzywe są niemal równoległe – pierwszy kwartał 2007 roku, na który przypadł szczyt koniunktury w Europie, odpowiadał kwartałowi najwyższego wzrostu PKB w Polsce, a pierwszy kwartał 2009 roku, na który przypadło dno koniunkturalne w Europie, był również kwartałem najniższego wzrostu w Polsce. To, że nasze wskaźniki jedynie uległy obniżeniu, a nie przybrały postaci ujemnej, wynikało ze specyficznych cech naszej gospodarki – silnej konsumpcji indywidualnej, inwestycji pobudzanych przez intensywniejsze wykorzystanie funduszy unijnych i stosunkowej odporności eksportu na słabnący popyt za granicą (między innymi w związku z deprecjacją złotego).

Czy gdyby nasz rząd podejmował podobne kroki do zachodnich krajów, dziś sytuacja naszej gospodarki byłaby inna?

Rządy, które odpowiedziały na recesję znacznym zwiększeniem wydatków publicznych i powiększeniem deficytów budżetowych, borykają się dzisiaj z głębokim kryzysem finansów publicznych. Powściągliwość rządu polskiego w tym zakresie nie uchroniła nas przed pogorszeniem relacji między deficytem sektora finansów publicznych i PKB (w 2010 roku wskaźnik sięgnął 7,9 proc.), ale też nie dopuściła do jeszcze bardziej znaczącego pogorszenia równowagi gospodarki. Dzięki temu nie utraciliśmy zaufania jako pożyczkobiorcy i rentowność polskich obligacji nie tylko cechuje się znaczną stabilnością, ale też okresowo kształtuje się korzystniej niż w wielu bogatszych krajach Europy.

Wysoki deficyt i rosnący dług to problem, z którym będziemy się zmagać jeszcze przez wiele lat. Czy kolejna fala spowolnienia nie przeszkodzi w spełnianiu kryteriów z Maastricht w przyszłym roku?

Możliwe wejście gospodarki światowej w kolejną recesję i ponowne spowolnienie gospodarki polskiej, które mogłoby z tego wyniknąć, jest oczywistą przeszkodą na drodze do spełnienia kryteriów z Maastricht. Im mniej będzie pomagał nam w tym procesie wzrost gospodarczy, tym silniejsza będzie potrzeba ograniczenia wydatków publicznych (przede wszystkim tych świadczeń i zasiłków, które zniechęcają do podejmowania pracy).

Jak możemy się zabezpieczyć przed kolejną falą kryzysu?

Wydaje się, iż w gospodarce światowej nadchodzi czas powrotu do znacznie większego zwracania uwagi na znaczenie sfery realnej. Po okresie, w którym centrum zainteresowania – a nawet przedmiot fascynacji – stanowiły rynki finansowe, odżywa pogląd, iż prawdziwe bogactwo zapewnić może jedynie dynamiczna, innowacyjna produkcja lub zorientowane na zaspokojenie rzeczywistych potrzeb usługi, a także wysoka aktywność zawodowa obywateli. Towarzyszy temu świadomość, że stymulowanie gospodarki poprzez zadłużanie państwa osiągnęło swój kres. Jeśli uznamy, że taki zwrot rzeczywiście ma miejsce, to odpowiedzi na zadane pytanie nasuwają się same – zabezpieczeniem przed kolejną fazą kryzysu finansowego powinno być usuwanie barier utrudniających prowadzenie działalności gospodarczej, podnoszenie wieku emerytalnego i tworzenie zachęt do aktywności zawodowej. Równocześnie koniecznością jest dążenie do równoważenia finansów publicznych, a więc wiązanie wydatków państwa z jego faktycznymi dochodami. Umiarkowane zaciąganie długu powinno zostać ograniczone do wspierania takich przedsięwzięć, w wyniku których możliwe będzie podniesienie wzrostu gospodarczego w przyszłości.

Jaka w obecnej sytuacji powinna być reakcja RPP? Czy Rada już powinna myśleć o obniżkach stóp procentowych, aby złagodzić spowolnienie?

W maju wskaźnik CPI znalazł się na rekordowo wysokim poziomie (5 proc.). Na szczęście obecnie obserwujemy tendencję spadkową (4,1 proc. w lipcu). To wciąż dużo powyżej celu inflacyjnego (2,5 proc.), a nawet górnej granicy odchyleń od niego (3,5 proc.). Równocześnie inflacja bazowa, do której zwykłem przywiązywać znacznie większą wagę, jedynie się ustabilizowała (od trzech miesięcy pozostaje na poziomie 2,4 proc.) i trudno oczekiwać jej wyraźniejszego spadku wcześniej niż około połowy 2012 roku. W tych warunkach za najtrafniejszą skłonny byłbym uznać politykę pieniężną utrzymującą stopę referencyjną na dzisiejszym poziomie 4,5 proc. przez najbliższych kilka kwartałów.

NBP

Rz: Polska uniknęła kryzysu 2008 – 2009, jednak tak jak inne kraje poniosła koszty związane ze spowolnieniem. Czy można oszacować, jak duże one były?

Dariusz Filar: Podtrzymuję pogląd, że od 2007 roku rozwijały się w gospodarce światowej dwa negatywne zjawiska. Zjawiska równoległe, nakładające się na siebie i wzajemnie na siebie oddziałujące, ale jednak cechujące się istotną odrębnością. Z jednej strony mieliśmy do czynienia z kryzysem rynków finansowych, którego pierwsze wyraźne objawy wystąpiły na amerykańskim rynku kredytów hipotecznych, a później w wielu instytucjach finansowych, które z tym rynkiem były związane. Z drugiej strony obserwowaliśmy od 2007 roku kształtowanie się recesji, a więc spadkowej fazy w kolejnym cyklu koniunkturalnym. Recesja dobiegła końca (chociaż ożywienie, które po niej nadeszło, okazało się słabsze niż w poprzednich cyklach), natomiast kryzys finansowy trwa, tyle że uległ przepoczwarzeniu – obecnie najbardziej widoczny jest w finansach publicznych wielu krajów i w konsekwencji na globalnym rynku obligacji rządowych.

Pozostało 81% artykułu
Ekonomia
Gaz może efektywnie wspierać zmianę miksu energetycznego
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Ekonomia
Fundusze Europejskie kluczowe dla innowacyjnych firm
Ekonomia
Energetyka przyszłości wymaga długoterminowych planów
Ekonomia
Technologia zmieni oblicze banków, ale będą one potrzebne klientom
Materiał Promocyjny
Świąteczne prezenty, które doceniają pracowników – i które pracownicy docenią
Ekonomia
Czy Polska ma szansę postawić na nogi obronę Europy