30 dużych instytucji finansowych deklarowało wczoraj po południu, że weźmie udział w transakcji zamiany greckiego długu. W ich rękach jest grecki dług wart nominalnie ponad 80 mld euro, czyli 39 proc. obligacji podlegających wymianie. W wymianie długu weźmie też udział część greckich funduszy emerytalnych, czyli że ciężar restrukturyzacji długu Grecji spadnie również na zwykłych Greków odkładających pieniądze na swoje emerytury.
Grecki rząd liczy, że wymienionych zostanie ponad 90 proc. i straszy, że może nie spłacić obligatariuszy, którzy wyłamią się z umowy.
Mniejszy udział wierzycieli może spowodować, że zostaną aktywowane klauzule wspólnego działania (CAC), czyli przepisy nakazujące wszystkim prywatnym wierzycielom zaakceptować warunki restrukturyzacji greckiego długu przyjęte przez określoną większość obligatariuszy. Zostaną wówczas uruchomione kontrakty CDS, czyli ubezpieczenie długu Grecji.
Tymczasem wychodzą na jaw nowe fakty związane z wybuchem kryzysu w Grecji. Od ponad dwóch lat wiadomo, że Grecja ukrywała rozmiar swojego deficytu budżetowego za pomocą skomplikowanych instrumentów finansowych sprzedawanych jej przez międzynarodowe banki inwestycyjne (m. in. Goldman Sachs).
Teraz okazuje się, że Grecja traciła finansowo na umowach zawieranych z bankami. Spyros Papanicolaou, były dyrektor państwowej agencji zarządzania długiem, ujawnił, że transakcje zawierane z Goldman Sachs były tak skonstruowane, by rosły ich koszty dla Grecji. W latach 2000 – 2005 podwoiły się one, osiągając 5,1 mld euro.