Amerykańska branża nuklearna wydawała się kilka lat temu przygotowywać do triumfalnego powrotu. Piętnaście firm planowało budowę aż 29 nowych reaktorów. Dziś zostały tylko dwa projekty.
To, co zabiło odrodzenie energetyki jądrowej, to nie zeszłoroczna katastrofa w Japonii ani spowolnienie gospodarcze, które ogranicza popyt na elektryczność. To boom na gaz łupkowy, który zalał amerykański rynek tanim surowcem, oferując koncernom energetycznym tańszą, mniej ryzykowną alternatywę dla technologii nuklearnej.
– Najpierw zabił nowe złoża węgla, a teraz zabija nowe elektrownie jądrowe – mówi David Crane, prezes firmy energetycznej NRG Energy. – Gaz pojawił się w odpowiednim momencie, by całkowicie zmienić reguły gry.
Łupkowy zwycięzca
Agencja Informacji Energetycznej (EIA) prognozuje, że kraj będzie potrzebował w latach 2010 – 2015 do 222 dodatkowych gigawatów energii – to odpowiednik jednej piątej obecnych mocy produkcyjnych w USA. Największy odsetek tego wzrostu – 58 proc. – przypadnie na gaz ziemny, 31 proc. na źródła odnawialne, takie jak elektrownie wodne, 8 proc. na węgiel i 4 proc. na energetykę nuklearną.