Podpisana 2 marca umowa o stabilności, koordynacji i zarządzaniu w Unii Gospodarczej i Walutowej to odpowiedź na kryzys strefy euro. Przywódcy Unii postawili na zaciskanie pasa – ich zdaniem tylko bardziej odpowiedzialna polityka gospodarcza może uratować euro, bo nie ma wątpliwości, że dziś w Europie kłopoty jednego państwa strefy są kłopotami pozostałych.
Najważniejszy element umowy to reguła wydatkowa, zwana też hamulcem zadłużenia. Instytucja, która funkcjonuje już w polskiej konstytucji, ma zostać wprowadzona do systemów prawnych państw-sygnatariuszy (UE bez W. Brytanii i Czech). Zgodnie z nią roczny deficyt strukturalny nie będzie mógł przekraczać 0,5 proc. PKB (dziś ten próg to 1 proc. PKB).
Pomysły zaostrzenia polityki gospodarczej nie budzą wątpliwości ekspertów – przeciwnie, podkreślają oni, że tylko strukturalne reformy dadzą trwałe rezultaty. Problemem będzie raczej ich egzekwowanie. Tu pakt fiskalny pozostawia wiele do życzenia. Najważniejszy środek nacisku to możliwość pozwania kraju, który uchyla się od wprowadzenia hamulca bezpieczeństwa, do Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości. Zdecyduje o tym Trio Prezydencjalne na podstawie opinii KE.
Co może zrobić ETS? Wyznaczyć „okres dostosowawczy", a jeśli nie zadziała – ukarać dany rząd sankcjami w wysokości do 0,1 proc. PKB. Środki trafią do Europejskiego Mechanizmu Stabilizacyjnego.
Analitycy z niemieckiego Centrum für Europäische Politik podkreślają, że grożenie ETS może być nieskuteczne. Nie ma też drogi prawnej, gdyby dane państwo regułę do przepisów wprowadziło, ale jej nie przestrzegało. Jak podkreśla CEP, nawet w słynących z praworządności Niemczech zdarza się, że uchwalany budżet jest niezgodny z konstytucją. – Pakt fiskalny nie gwarantuje więc ani wprowadzenia hamulca, ani jego przestrzegania – podsumowuje CEP.